Żywego, wyciągnięto dopiero po siedmiu dniach poszukiwań. Reporter RMF Marcin Buczek rozmawiał przed laty z Alojzym Piontkiem. Górnik pamiętał dokładnie, co się stało - 158 godzin w zawale. Przez cały ten czas myślał o jednym, aby żyć. Przegryzł drewniany stojak, aby się móc poruszać; ssał drzazgi; pił własną krew i mocz. Stracił rachubę czasu i czekał. Posłuchaj: Po wypadku, który miał miejsce 34 lata temu, nigdy nie zjechał już pod ziemię; nawet z telewizją. Władze chętnie wykorzystywały go do oficjalnych spotkań i uroczystości. Plotkowano, że dostał dom; że wyjechał do Niemiec. Tymczasem cały czas mieszkał w Zabrzu, w swoim 3-pokojowym mieszkaniu i coraz bardziej chorował. W ostatnim czasie nie rozstawał się z aparatem tlenowym. Pogrzeb był skromny, żadnych delegacji i sztandarów. Pochowano go w cywilnym ubraniu, bo nigdy nie dostał górniczego munduru. Niewykluczone, że w Zabrzu pojawi się ulica im. Alojzego Piontka. Chcą tego mieszkańcy dzielnicy Rokitnica. Pod koniec listopada będą do tego pomysłu przekonywać zabrzańskich radnych.