Do wypadku doszło 450 metrów pod ziemią, na nocnej zmianie, podczas prac w likwidowanej ścianie wydobywczej. Górnik został dociśnięty elementem obudowy chodnika do drewnianego stojaka, podtrzymującego sekcję obudowy. Jego stan po wypadku był bardzo ciężki - miał m.in. zmiażdżoną klatkę piersiową i jamę brzuszną. Lekarze z wodzisławskiego szpitala natychmiast po przewiezieniu górnika do ich placówki operowali go. Od tego czasu ranny znajdował się na oddziale intensywnej opieki medycznej. Był doświadczonym pracownikiem, w kopalni "Marcel" pracował od 11 lat jako górnik przodowy. Pozostawił żonę i dwójkę dzieci. Mężczyzna w czwartek pracował przy tworzeniu tzw. kasztu, czyli drewnianego stosu. To podpora pułapu wyrobiska, wykonana z układanych na sobie elementów obudowy lub ustawianych obok siebie stojaków. W trakcie tych prac przycisnęła go osuwająca się sekcja obudowy. Okoliczności wypadku wyjaśnia Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku W tym roku, do czwartkowego wypadku, w górnictwie węgla kamiennego zginął jeden górnik. W połowie stycznia, w kopalni "Wesoła" w Mysłowicach, pracownik obsługujący przenośnik taśmowy wyszedł z bezpiecznego miejsca i został uderzony przez transportowaną jednostkę. Zmarł podczas transportu na powierzchnię. W zeszłym roku w kopalniach węgla zginęło 44 górników.