O śmierci górnika poinformowała PAP w niedzielę rzeczniczka Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy "Borynia", Katarzyna Jabłońska-Bajer. Jak zaznaczyła, po wypadku 41-letni górnik trafił na oddział neurologiczny jastrzębskiego szpitala. Miał poważny uraz głowy, nie był poparzony. Zmarły osierocił żonę i pięcioletnią córkę. Do wybuchu metanu w "Boryni" doszło w środę wieczorem podczas prac konserwacyjnych wykonywanych 900 m pod ziemią. Na miejscu zginęło wówczas 4 górników. W niedzielę w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju oraz w Siemianowicach Śląskich przebywało nadal 18 górników, lekarze określali ich stan jako stabilny.