Codziennie - jak opowiada reporterowi RMF - wyrusza na szlak, który wyznaczają lokalne śmietniki. Tam znajduje wszystko: począwszy od makulatury, którą sprzedaje, przez cegły i deski, dzięki którym szałas w centrum miasta zamienił na niewielką altankę. Ten prowizoryczny budynek to jego dom. Dlatego obok pieca, którym grzeje i na którym gotuje obiad, jest łóżko, niewielki stolik, a nawet półka z książkami. Na niej Biblia, Prus, Mickiewicz, Słowacki. A wszystkie znalezione na śmietniku. Bywa, że sprzedając to, co znajdzie na szlaku, zarobi nawet 100 zł dziennie. Ale często przez wiele dni nie ma ani grosza. - Ale jakoś sobie radzę - mówi.