Do utarczek doszło, gdy legalny marsz Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR), zorganizowany z okazji 78. rocznicy powstania tej organizacji, mijał miejsce, gdzie zgromadzili się - również legalnie - sympatycy Śląskiego Ruchu Antyfaszystowskiego. Spotkali się oni na katowickiej ul. Stawowej, w ścisłym centrum miasta. Policja po tym zdarzeniu zatrzymała ponad sto osób, które zakłóciły porządek podczas manifestacji. Sześcioro uczestników ma też odpowiedzieć za napaść na policjantów. Kilku funkcjonariuszy zostało niegroźnie poturbowanych, uszkodzono też karoserię radiowozu. W czasie zatrzymań policjanci znajdowali m.in. porzucone przez zatrzymywanych pojemniki z gazem, drewniane i gumowe pałki, pistolet, nóż, ochraniacze na szczęki czy kominiarki. Jak powiedziała podczas czwartkowej konferencji prasowej Marzena Smolna ze Śląskiego Ruchu Antyfaszystowskiego, antyfaszyści nie zaprzeczają, że próbowali atakować narodowców. Zaznaczyła jednak, że interwencja funkcjonariuszy miała miejsce już po utarczkach, gdy pochód narodowców przeszedł przez miejsce spotkania obu manifestacji. - Policja spacyfikowała i próbowała skryminalizować legalną demonstrację - oceniła. Smolna wskazała, że policjanci zatrzymali w sobotę 118 osób z tego środowiska - praktycznie wszystkich uczestników organizowanej przez nie manifestacji. Organizatorzy protestu zapewnili już pomoc prawną dla zatrzymanych i podejrzanych. - Część z nich wysłała już zażalenia na zatrzymanie i wnioski o wznowienie postępowań. Osobiście znam 23 takie przypadki - zaznaczyła Smolna. Anna Zając z tego samego Ruchu relacjonowała m.in., że policjanci celowo wprowadzali zatrzymanych w błąd, "szantażując ich, że w razie odmowy przyjęcia mandatów za przeszkadzanie w legalnym zgromadzeniu zostaną zatrzymani na 48 godzin". - Z powodu policyjnego szantażu i braku informacji o przysługujących prawach ogółem 88 zatrzymanych zdecydowało się na przyjęcie mandatów - wskazała Zając. Smolna wyjaśniła, że w sprawie "tak wymuszonych" mandatów antyfaszyści składają do sądów wnioski o wznowienie postępowań. Jak zaznaczyła, to jedyna droga w tej sytuacji, ponieważ przyjęcie mandatu uniemożliwia złożenie od niego odwołania. Prócz "wymuszeń przyjęcia mandatów", zdaniem przedstawicieli Śląskiego Ruchu Antyfaszystowskiego, w trakcie zatrzymań i późniejszych przesłuchań "wielokrotnie dochodziło do naruszenia przez funkcjonariuszy obowiązujących przepisów prawa, jak również nieuzasadnionego użycia przemocy i zamachów na godność osobistą protestujących". Zając podała, że trwa zbieranie materiałów wideo i zeznań dokumentujących działania policji. Organizatorzy manifestacji zamieścili w internecie kontakt dla osób czujących się poszkodowanymi w wyniku działań policjantów. - Wraz z pojawianiem się kolejnych informacji do sądów i prokuratury zostaną skierowane odpowiednie skargi i zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez funkcjonariuszy - zapowiedziała. Przedstawiciele śląskiej policji wskazują, że dzięki zdecydowanej reakcji policjantów nie doszło do eskalacji agresji pomiędzy uczestnikami katowickich zgromadzeń. - Ze strony zgromadzenia na ul. Stawowej w stronę policjantów leciały butelki, petardy - powiedział rzecznik katowickiej policji komisarz Jacek Pytel. - Każda zatrzymana osoba podpisała protokół, że zapoznała się ze swoimi prawami. Każda osoba, jeśli chodzi o tę sytuację, jeżeli uważa, że działania policji były niezgodne z prawem lub zostały przekroczone procedury, ma prawo złożyć skargę. Ta skarga zostanie rozpatrzona, a osoba skarżąca w ustawowym terminie zostanie poinformowana o sposobie rozpatrzenia skargi - dodał Pytel.