Jak poinformowała rzeczniczka myszkowskiej policji aspirant Magdalena Modrykamień, odpowiedzialnymi za ujawnione wiosną tego roku składowiska okazali się 49-letni mieszkaniec tego miasta i 33-latek ze Staszowa. Obaj zostali już aresztowani. Dotychczasowy koszt usuwania stworzonego przez nich zagrożenia przekroczył już 500 tys. zł. Pierwsze składowisko znaleziono w dawnym wyrobisku wapienia w podmyszkowskiej miejscowości Choroń na początku kwietnia tego roku. Podczas gaszenia płonących tam traw, zapaliły się beczki z różnymi substancjami chemicznymi. Kolejne beczki zauważył kilka dni później mieszkaniec Lgoty Górnej, przejeżdżający w pobliżu dzikiego wysypiska. Inne chemikalia znaleziono w samym Myszkowie, w dzielnicy Osińska Góra. Beczki z niebezpiecznymi substancjami chemicznymi - łącznie ok. 30 ton - znajdowały się tam na prywatnym terenie: część w magazynie, część zakopanych w ziemi. Na składowiskach znajdowano m.in. metale ciężkie, w tym rtęć, przeterminowane odczynniki chemiczne, pestycydy, oleje silnikowe, a nawet radioaktywny izotop. O pomoc przy wszczętym w tej sprawie śledztwie poproszono pracowników Instytutu Ochrony i Kontroli Środowiska z Katowic. Specjaliści stwierdzili, że część odpadów znalezionych we wszystkich trzech miejscach była identyczna. Wszystkie pochodziły z pracowni chemicznych, m.in. uczelni wyższych i specjalistycznych szpitali. Śledczy wykazali, że instytucje te legalnie przekazywały swoje odpady firmie, wybranej w ramach ogłaszanych przetargów. Jej właścicielem okazał się 33-latek ze Staszowa. Za pośrednictwem jego przedsiębiorstwa odpady były przewożone do Myszkowa i nielegalnie składowane na terenie należącym do 49-letniego myszkowianina. 49-latek zatrudniał pracowników do rozładunku i segregacji odpadów, zlecał też transport beczek z nimi na nielegalne wysypiska w Lgocie Górnej, Koziegłówkach i Choroniu. Proceder ten trwał kilka miesięcy, specjaliści potwierdzili, że na składowiskach doszło do skażenia środowiska. Obaj zatrzymani mężczyźni usłyszeli zarzuty spowodowania niebezpieczeństwa wybuchu łatwopalnych materiałów oraz rozprzestrzeniania się niebezpiecznych substancji, a także nielegalnego ich składowania. 49-latek usłyszał też zarzut narażenia na niebezpieczeństwo osób, które zatrudniał do rozładunku i segregacji odpadów. Zebrane przez myszkowskich policjantów i prokuratorów dowody pozwoliły na aresztowanie obu podejrzanych. Policjanci zabezpieczyli na poczet przyszłych kar i grzywien należące do nich mienie o wartości blisko 50 tys. zł, m.in. dwa samochody, wózek widłowy oraz sprzęt RTV i AGD. Utylizacją odpadów i usuwaniem związanych z nimi zagrożeń zajęły się miejscowe samorządy, które wydały dotąd na ten cel łącznie ponad pół miliona złotych. Ich przedstawiciele zapowiedzieli już, że po udowodnieniu winy odpowiedzialnym za skażenie, będą domagać się na drodze sądowej zwrotu poniesionych kosztów.