Prawomocny wyrok w tej sprawie zapadł w środę przed Sądem Apelacyjnym w Katowicach. To najwyższa kwota zasądzona w Polsce za błąd medyczny. Sąd utrzymał kwotę zadośćuczynienia przyznaną Piotrkowi w lutym przez katowicki sąd okręgowy. Obniżył co prawda wysokość renty i odszkodowania, ale w przyszłości rodzice będą mogli ubiegać się o zwiększenie tych kwot. W marcu 2002 r. 4-letni wówczas Piotrek był operowany w związku z nieprawidłowym umiejscowieniem pęcherza moczowego. Po operacji chłopca przewieziono na oddział intensywnej terapii; miał założony cewnik do znieczulenia zewnątrzoponowego, którym do kręgosłupa podaje się środki uśmierzające ból. W wyniku pomyłki personelu do cewnika podłączono niewłaściwą kroplówkę i do kręgosłupa chłopca wtłoczono ok. 1,5 litra płynu. U dziecka nastąpił paraliż. Sędzia Lucyna Świderska-Pilis mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku, że żadna kwota nie jest w stanie zrekompensować krzywdy doznanej przez Piotrka, jednak jakieś kryteria trzeba było przyjąć. Tym kryterium jest stopień kalectwa chłopca. Sąd apelacyjny podkreślał, że Piotrek do końca życia będzie zdany na pomoc bliskich. Sąd apelacyjny uznał, że nie ma podstaw, by zmieniać kwotę zadośćuczynienia. Sąd odwoławczy może ją skorygować tylko wtedy, gdy jest ono rażąco wygórowane lub zaniżone. Tak w tym przypadku nie było - powiedziała sędzia Świderska-Pilis. Poza zadośćuczynieniem sąd przyznał Piotrkowi 1,9 tys. zł comiesięcznej renty i blisko 20 tys. zł odszkodowania. Na tę ostatnią kwotę składa się 15 tys. zł kosztów poniesionych przez rodziców chłopca po tragedii i 1,2 tys. zł na zakup sprzętu medycznego wraz z odsetkami. Sąd apelacyjny nie znalazł postaw prawnych do zwrotu kosztów, które zostaną poniesione w przyszłości. Zaznaczył jednak, że będzie można o to wystąpić. Jak mówiła na rozprawie apelacyjnej pełnomocnik GCZDiM, szpital nie uchyla się od odpowiedzialności za tragedię i ubolewa z powodu tego, co się stało. Placówka kwestionowała jednak wysokość zasądzonych w pierwszej instancji kwot. Po wyroku w I instancji szpital zawarł z rodzicami Piotrka porozumienie, na mocy którego GCZDiM wypłacił dziecku 200 tys. zł zaliczki na poczet zadośćuczynienia. Dobrowolnie zobowiązał się też do podniesienia comiesięcznej renty z 800 do 1500 zł. Zasądzone kwoty wypłaci Piotrkowi szpital oraz ubezpieczyciel placówki - firma Cigna Stu. Towarzystwo domagało się oddalenia powództwa, argumentując że ubezpieczyciel nie odpowiada za "rażące niedbalstwo" ze strony szpitala. Sąd apelacyjny uznał, że w tym przypadku nie można mówić o rażącym niedbalstwie, ale błędzie spowodowanym przez niedoświadczony personel. - Rażące niedbalstwo graniczy z winą umyślną, a tego nie można było zarzucić personelowi - wyjaśniła sędzia Świderska-Pilis. Rodzice Piotrka po wyroku wyrażali nadzieję, ze kiedyś powstanie metoda leczenia, dzięki której ich syn wróci do zdrowia. "Mam przez cały czas taką nadzieję. M.in. dlatego sądziliśmy się - żeby Piotrka było stać na leczenie, jeżeli ktoś wymyśli sposób na regenerację rdzenia kręgowego. Żeby mógł pojechać i zrobić operację" - powiedziała matka chłopca Jolanta Soszka. - Ten proces tak naprawdę sprowadzał się do próby wykazania, że żadne pieniądze nie zrekompensują krzywdy, jaką poniósł Piotrek Soszka, ale kwota 700 tys. zł nie może być w żadnym wypadku uznana za wygórowaną - powiedziała dziennikarzom po wyroku pełnomocniczka Piotrka mec. Jolanta Budzowska. - Naszą opinię podzielił sąd i to jest ogromny sukces - dodała. Obniżenie kwot renty i odszkodowania uznała jedynie za korekty czysto formalne. "Jest to renta o charakterze tymczasowym. Jeżeli rodzice wykażą w przyszłości, że te potrzeby się zwiększyły, że potrzebna byłaby wyższa suma. Zawsze możemy wystąpić o korektę tej sumy do sądu" - wyjaśniła. Jeżeli nie pojawią się całkowicie nowe metody leczenia, Piotrek nie ma żadnych szans na powrót do zdrowia i do końca życia będzie zdany na pomoc bliskich. Biegli zdiagnozowali u chłopca objawy stresu pourazowego, które w przyszłości mogą się przerodzić w depresję. Zarówno Piotrek, jak i jego rodzina wymagają stałej opieki psychologicznej. W opinii Adama Sandauera ze Stowarzyszenia Primum non nocere, środowy wyrok to "jaskółka, która jednak nie uczyni wiosny". W podobnych sprawach poszkodowani stoją zwykle na straconej pozycji - zderzają się z wielkimi instytucjami i ich prawnikami. Często nie uzyskują żadnego odszkodowania, a jeżeli im się to uda, to otrzymują kwoty, które nie rekompensują doznanego cierpienia i nie zaspokajają potrzeb związanych z uszczerbkiem na zdrowiu; są też obarczani kosztami sądowymi. Aby się to zmieniło, konieczne są zmiany w prawie - uważa Sandauer. "Na przykład, po udowodnieniu istnienia szkody obie strony powinny dowodzić - pacjent o naruszeniu procedur przez szpital, a szpital - że je zachował. Neutralny sąd powinien orzec, czy doszło do komplikacji czy błędu - powiedział. Także prawomocnie zakończyła się już sprawa karna, w której za nieumyślne spowodowanie ciężkiego kalectwa Piotrka odpowiadały lekarka i pielęgniarka z GCZDiM. Katowicki sąd rejonowy skazał lekarkę Aleksandrę L. - która pełniła dyżur na oddziale - na 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, zakazał jej też wykonywania zawodu przez 2 lata. W wyroku sąd zobowiązał też lekarkę do wpłaty tysiąca złotych na rzecz jednego ze szpitali. Pielęgniarka Emilia R. została skazana na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, jej również sąd zakazał wykonywania zawodu przez 2 lata i zobowiązał do zapłacenia 600 zł nawiązki. W marcu ubiegłego roku katowicki sąd okręgowy utrzymał w mocy wcześniejsze wyroki, uchylił jednak zakaz wykonywania zawodu lekarce - uznając, że nie ma podstaw do przyjęcia, że zagraża to zdrowiu i życiu pacjentów. Lekarka sama zwolniła się z GCZDiM jeszcze podczas procesu, natomiast pielęgniarka po uprawomocnieniu się wyroku została zwolniona dyscyplinarnie.