Policja ma twarde dowody przeciwko niemu, ale mężczyzna konsekwentnie odmawia składania zeznań. Tragedia - przypomnijmy - rozegrała się w lutym tego roku i wywołała szok w Berlinie oraz Cieszynie. 20-letnia studentka Karina Jurczek zginęła w swoim mieszkaniu w kamienicy przy Pistoriusstrasse 29 w dzielnicy Weissensee w Berlinie. Wynajmowała go od kilku miesięcy. W stolicy Niemiec chciała kontynuować przerwane w Polsce studia chemiczne (miała polskie i niemieckie obywatelstwo). Niestety, tragiczne wydarzenia zniweczyły te plany. Jak ustaliła policja, sprawca najpierw uderzył dziewczynę w głowę, a następnie podpalił mieszkanie i ofiarę, aby zatrzeć ślady zbrodni. Już w trzy dni po morderstwie policja wpadła na trop obywatela Nikaragui. W jego mieszkaniu znaleziono przedmioty należące do Kariny. - Jak się teraz dowiadujemy, to aparat fotograficzny i telefon komórkowy cieszynianki. Ustaliliśmy ponadto, że jednym z koronnych dowodów w sprawie są zabezpieczone ślady DNA sprawcy, które zdjęto w berlińskim mieszkaniu studentki. - To mocne dowody, świadczące, że policja ujęła właściwego człowieka - przekonuje w rozmowie z Gazetącodzienną.pl Piotr Jurczek, ojciec ofiary. Od dnia aresztowania obywatel Nikaragui milczy, więc śledczy i rodzina ofiary mogą tylko podejrzewać, jakie były motywy jego działania. Czy chodziło tylko o kradzież, czy zabójstwo miało inne tło? Śledczy już na początku dochodzenia podejrzewali, że Karina raczej znała sprawcę, gdyż na drzwiach jej mieszkania nie było śladów włamania. Być może poznała Nikaraguańczyka podczas kursu niemieckiego, na który od dłuższego czasu chodziła... - Mam nadzieję, że aresztowany jeszcze coś powie, a potem sąd szybko go skaże - mówi Piotr Jurczek. Jaka kara, jego zdaniem, byłaby sprawiedliwa? - Powinien dostać dożywocie... Choć najlepiej by było, gdyby mnie go oddali. Skończyłby tak jak córka - denerwuje się pan Piotr. Autor: TWO