W listopadzie 2006 r., właśnie w czasie wykonywania prac likwidacyjnych ponad tysiąc metrów pod ziemią, w wybuchu metanu i pyłu węglowego w tej kopalni zginęło 23 górników. Ewa K., prezes firmy Góreks z Rybnika, jeszcze w czasie śledztwa przyznała się do poświadczenia nieprawdy w dokumentacji i złożyła wniosek o wydanie wyroku bez procesu. Wymiar kary, uzgodniony wcześniej z prokuratorem, zaakceptował w środę sąd. Poza karą pozbawienia wolności w zawieszeniu, sąd skazał ją także na 1500 zł grzywy i nakazał oskarżonej pokrycie kosztów procesu - blisko 600 zł. Ewa K. nie przyszła na rozprawę. Jak ustalili śledczy, przetarg na likwidację ściany w "Halembie" był ustawiony w taki sposób, by prace tam prowadziła rudzka firma Mard. Ewa K., choć teoretycznie reprezentowała konkurencyjną spółkę działała - jak to opisuje prokuratura - w celu uzyskania tego zamówienia przez Mard. Ostatecznie tak właśnie się stało. 15 z 23 ofiar katastrofy to pracownicy Mardu. Do konkursu poza Mardem i Góreksem przystąpiła też trzecia firma, ale jej ofertę od razu odrzucono, bo nie miała doświadczenia w takich pracach. Także Góreks nie miał wymaganego doświadczenia do prowadzenia prac likwidacyjnych pod ziemią, ale co innego wynikało z przedstawionych dokumentów. Aby przetarg doszedł do skutku, musiały w nim jednak startować co najmniej dwie firmy. Aby oferta Góreksu nie został odrzucona, Ewa K. przerobiła zaświadczenia z ZUS i urzędu skarbowego, aby przekonać komisję przetargową, że jej spółka nie zalega ze składkami i podatkami, sfałszowała też listy referencyjne. Gdyby Góreks wygrał przetarg i tak musiałby znaleźć podwykonawcę. Byłby nim Mard - wynika z ustaleń śledztwa. Razem z Ewą K. prokuratura oskarżyła też właściciela firmy Mard Mariana D. On także przyznał się do winy, ale nie zgłosił chęci dobrowolnego poddania się karze. W środę miał się rozpocząć jego proces. Sędzia Monika Maciejewska poinformowała go jednak, że ponieważ wcześniej skazała Ewę K., jego sprawę musi poprowadzić inny sędzia. Powodem takiej decyzji jest uchwała Sądu Najwyższego z kwietnia ub. roku. Wynika z niej, że jeżeli sędzia skazał już sprawcę danego przestępstwa, to nie może on orzekać w procesie dotyczącym innego sprawcy tego samego czynu w oparciu o podobny materiał dowodowy. Niewyłączenie sędziego w takim przypadku mogłoby wywołać wątpliwość co do jego bezstronności - uznał SN. Nie wiadomo jeszcze, kiedy rozpocznie się proces szefa Mardu. Zakończony w środę proces był już drugą zakończoną wyrokiem sprawą związaną z tragedią w "Halembie". 12 marca katowicki sąd skazał na rok więzienia w zawieszeniu byłego nadsztygara z tej kopalni Franciszka S. za składanie fałszywych zeznań w śledztwie. W maju 2007 r. Franciszek S., przesłuchiwany przez policję, zeznał, że do udziału w przetargu na likwidację ściany wydobywczej namawiał go Jacek K. z firmy Góreks (mąż Ewy K.), podczas gdy w rzeczywistości skłonił go do tego Marian D. Sprawa przetargu w "Halembie" to jeden z wątków śledztwa, prowadzonego przez gliwicką prokuraturę. W dalszym ciągu toczy się zasadnicza część postępowania, dotycząca tragedii w tej kopalni. Podejrzanych w nim jest 19 osób, którym prokuratura zarzuciła m.in. narażenie górników na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz niedopełnienie przepisów bezpieczeństwa i fałszowanie dokumentów. O te przestępstwa podejrzani są zarówno pracownicy "Halemby", jak i Mardu. Jednym z podejrzanych jest Franciszek S., odpowiadający za poświadczenie nieprawdy. Do tragedii w kopalni "Halemba" doszło 21 listopada 2006 roku. Z powodu zaniechania - na podstawie fałszywych odczytów - profilaktyki związanej ze zwalczeniem zagrożeń naturalnych, po zapaleniu i wybuchu metanu, w wyrobisku wybuchł też pył węglowy, czyniąc największe spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii.