Prokuratura żądała dla oskarżonego dwóch lat więzienia w zawieszeniu. Obrona domagała się uniewinnienia Mirosława Sz. Sąd uznał, że nie da się udowodnić, by opiekun i uczestnicy wyprawy sami podcięli lawinę. Jednak według składu orzekającego, nie ulega wątpliwości, że Mirosław Sz. jako kierownik wycieczki dopuścił się wielu zaniedbań i w ten sposób nieumyślnie sprowadził niebezpieczeństwo na jej uczestników. - Poprowadził młodych ludzi w góry nie mając uprawnień przewodnika. Grupa, która miała zdobyć Rysy, była zbyt liczna, niedoświadczona i niewystarczająco przeszkolona. Sz. nie zrezygnował ze zdobycia szczytu, mimo pogarszającej się pogody - wyliczał sędzia Aleksander Sikora. - W tym zakresie, według sądu, wina oskarżonego nie budzi wątpliwości - powiedział. Sąd orzekł karę w zawieszeniu dlatego, że Sz. nie był wcześniej karany i cieszył się nienaganną opinią. Równocześnie sąd zobowiązał Mirosława Sz. do powstrzymania się od prowadzenia lub kierowania wycieczkami górskimi. Najistotniejszą kwestią procesu było rozstrzygnięcie, czy uczestnicy sami podcięli lawinę, czy zeszła ona samoistnie. Jak powiedział sędzia Sikora, zebrany materiał dowodowy "nie pozwala na pozytywne przesądzenie tej tezy", nie można było zatem Mirosława Sz. skazać za nieumyślne doprowadzenie do wyzwolenia lawiny, jak chciała prokuratura. - Konsekwencją takiego rozstrzygnięcia jest logiczny wniosek o braku adekwatnego związku przyczynowego między śmiercią ośmiu uczestników wejścia oraz powstałymi obrażeniami ciała u kolejnych trzech, a zachowaniem oskarżonego - argumentował sędzia. Wyjaśnił, że skoro lawina miała charakter samoistny, Sz. nie może odpowiadać za jej podcięcie i tym samym śmierć uczestników wyprawy. - Nie oznacza to jednak, że jego zachowanie można ocenić jako bezkarne - zaznaczył przewodniczący składu orzekającego. Wydając wyrok sąd oparł się na opiniach biegłych z zakresu topoklimatologii z Uniwersytetu Wrocławskiego i - częściowo - Bogumiła Słamy - kierownika Centralnego Ośrodka Szkolenia Polskiego Związku Alpinizmu. Ważne też były zeznania uczestników wycieczki i ratowników TOPR. Biegli z Wrocławia uznali, że powodem zejścia lawiny był "splot szeregu czynników naturalnych z możliwością drugorzędnego wpływu ingerencji człowieka". - Dodali stanowczo, że zachowanie oskarżonego i jego grupy nie mogło wywołać tej lawiny oraz że równocześnie na podstawie istniejącego materiału dowodowego nie można dowieść tezy ani jej zaprzeczyć, że zachowanie oskarżonego i jego grupy mogło przyczynić się do zejścia lawiny - podkreślił sędzia Sikora. Sąd uznał, że opinia biegłych z wrocławskiej uczelni była kompetentna, logiczna, poparta doświadczeniem naukowym i wiedzą praktyczną. "Przekonywające, rzetelne i jasne" były - zdaniem sądu - zarzuty Słamy, ale nie te dotyczące przyczyn zejścia lawiny, lecz uchybień organizacyjnych. Sędzia Sikora podkreślił, że Sz., jako osoba, która powinna wyznaczać standardy zachowania w górach, powinien feralnego dnia zrezygnować ze zdobycia szczytu. Sąd umorzył drugi zarzut z aktu oskarżenia - dotyczący dnia przed zejściem lawiny, 27 stycznia 2003 roku - kiedy Sz. zabrał na Rysy pierwszą grupę uczestników wyprawy. Wtedy wszyscy pomyślnie zeszli ze szczytu. Andrzej Matyśkiewicz, który stracił w lawinie dwóch synów, powiedział po wyroku dziennikarzom, że bardziej sprawiedliwa byłaby dla oskarżonego taka kara, o jaką wnioskowało oskarżenie- dwa lata w zawieszeniu. - To, czy on pójdzie do więzienia, czy nie - co mi to da? (...) Jeszcze raz zapoznam się z uzasadnieniem. Nie zgadzam się z wyrokiem w tej części, że lawina zeszła samoistnie, po prostu nie jest to prawda - powiedział Matyśkiewicz. - Będę namawiał klienta do apelacji, czy on będzie chciał, to nie wiem. Tę sprawę trzeba wyjaśnić do końca - oświadczył z kolei obrońca Mirosława Sz. mec. Marek Lesiak, który domagał się uniewinnienia swojego klienta. Lawina, która 28 stycznia 2003 roku zabrała pod Rysami wycieczkę z Uczniowskiego Klubu Sportowego "Pion", działającego przy I LO w Tychach, zabiła 8 z 13 uczestników wycieczki. Czoło lawiny załamało lód na Czarnym Stawie i pogrzebało w nim większość ofiar. "Oni są tam ze mną" - posłuchaj rozmowy Marcina Buczka z Andrzejem Matyśkiewiczem, ojcem dwóch tragicznie zmarłych licealistów: