Oskarżeni podnosili zeznania świadków oraz dowody świadczące na ich korzyść, m.in., to że prokuratura zawarła w akcie oskarżenia tezę, iż broń podczas pacyfikacji "Wujka", miał pluton specjalny ZOMO, a z zeznań wielu świadków wynika natomiast, że było inaczej. Byli zomowcy podkreślają też, że podczas pacyfikacji walczyli jedynie z górnikami bezpośrednio, natomiast strzały padły spoza kopalni. Kierujący strajkiem na kopalni "Wujek" celowo nie doprowadzili do ugody między komisarzem, a protestującymi górnikami - byli odpowiedzialni za sytuację i ofiary odpowiedzialni za ofiary powstałe w wyniku działań. Wystarczy spojrzeć na inne kopalnie, gdzie górnicy dogadywali się z komisarzami i służbami porządkowymi - tam ofiar nie było - mówił w piątek były dowódca plutonu specjalnego ZOMO, Romuald C. Zapewnił, że nie wydał rozkazu użycia broni w kopalniach "Wujek" i "Manifest Lipcowy", nie potwierdzają też tego dowody zgromadzone w sprawie. Po ośmiu miesiącach aresztu i piętnastu latach trwania procesów czuję się osobą prześladowaną. Byłem i chcę być nadal uczciwym człowiekiem; wnoszę o uniewinnienie - podkreślił Romuald C. Jeden z oskarżonych byłych zomowców - Józef R. - nawiązał do wcześniejszej mowy jednego z oskarżycieli posiłkowych, rannego podczas pacyfikacji kopalni "Manifest Lipcowy", Czesława Kłoska. Mówił o poddaniu się karze. Nie byłoby problemu, ale dlaczego mam się poddać karze, jeśli nikomu nic nie zrobiłem. Mówią dziś o porozumieniu - czemu nie, ale najpierw musimy się przyznać i poddać karze. Nie wiem, dlaczego mam to dziś zrobić, po to by było zadowolenie społeczne - pytał oskarżony.