Jak powiedział w poniedziałek rzecznik Kompanii Węglowej Zbigniew Madej, 10 spośród hospitalizowanych górników to poszkodowani w wyniku pożaru podziemnej stacji transformatorów w "Halembie", a 7 to ofiary nocnego wstrząsu w "Wirku". Spośród ofiar pożaru w najpoważniejszym stanie jest poparzony górnik, leczony w siemianowickiej "oparzeniówce". Inni pracownicy, podtruci dymem, wracają do zdrowia. Natomiast siedmiu górników, którzy ucierpieli w wyniku silnego wstrząsu w "Wirku", ma ogólne potłuczenia, złamania, zmiażdżenia i urazy kręgosłupa. Poszkodowani są w szpitalach w Rudzie Śląskiej, Świętochłowicach, Siemianowicach Śląskich, Piekarach Śląskich i Sosnowcu. W poniedziałek w "Wirku" planowana jest wizja lokalna ponad 630 metrów pod ziemią. Przedstawiciele nadzoru górniczego i eksperci mają ocenić rozmiar szkód, spowodowanych przez wysokoenergetyczny wstrząs. Od ich oceny zależy, czy jedyna ściana wydobywcza w tym zakładzie będzie mogła wznowić pracę. "Wirek" to kopalnia, w której kończą się złoża węgla. Po wyeksploatowaniu ostatniej ściany ma rozpocząć się stopniowa likwidacja zakładu, połączonego wcześniej z pobliską "Halembą". Jeżeli okaże się, że po wstrząsie nie można bezpiecznie wznowić wydobycia, zamknięcie "Wirka" mogłoby być przyspieszone. Przedstawiciele Kompanii Węglowej nie chcą na razie komentować takiej możliwości. Wznowiono natomiast wydobycie węgla z najważniejszej ściany w "Halembie", dającej ok. 5 tys. ton węgla na dobę. Ścianę zamknięto po piątkowym pożarze stacji transformatorowej 830 metrów pod ziemią. Po spełnieniu warunków nadzoru górniczego, m.in. zainstalowaniu nowych transformatorów, eksploatację można było wznowić.