Ofiary to robotnicy w wieku 21, 23, 30 i 56 lat, mieszkańcy Śląska i Małopolski. Rozbierany przez nich od pewnego czasu komin miał pierwotnie 120 metrów, miał być obniżony do 30 metrów, w chwili tragedii miał 70 metrów. Jak poinformował w czwartek prokurator rejonowy w Chorzowie Andrzej Sikora, zabezpieczono już dokumentację oraz elementy rusztowania, planowana jest sekcja zwłok ofiar oraz powołanie biegłego, który pomoże w ustaleniu, czy prace prowadzone były zgodnie z zasadami obowiązującymi w przypadku prac na dużych wysokościach. - Zabezpieczyliśmy dokumentację dotyczącą firm, które prowadziły te roboty, zlecały wykonanie tych prac, również dokumentację dotyczącą sposobu wykonania prac, czy w ogóle były prowadzone zgodnie z zasadami sztuki i wiedzy. Wypadek zdarzył się w godzinach południowych, przy wysokiej temperaturze, sprawdzimy, czy w ogóle warunki atmosferyczne pozwalały na prowadzenie takich prac, czy ci pracownicy mieli uprawnienia do pracy w takim miejscu, byli właściwie wyposażeni i zabezpieczeni, czy byli trzeźwi. To wszystko wymaga ustalenia - powiedział prokurator Sikora. Jak mówił, konieczne będą też oględziny u góry komina, co będzie jednak trudne do przeprowadzenia ze względu na dużą wysokość. - Po pierwsze, musimy skontaktować się z biegłym, po drugie z firmą specjalistyczną, która nam wykona zdjęcia albo dokona oględzin z biegłym na takiej wysokości, bo nie mogę tam puścić prokuratora, musiałbym mu zorganizować przeszkolenie do pracy na wysokościach - powiedział prok. Sikora. Sekcje zwłok ofiar będą przeprowadzone w najbliższych dniach w Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Planowane są też przesłuchania szefów i pracowników firm, które zleciły i prowadziły prace. Do wypadku doszło na terenie chorzowskich zakładów azotowych, ale w części nienależącej już do tej firmy. Właściciel terenu zlecił je wykonawcy, który wynajął jeszcze inną firmę do robót na dużych wysokościach.