Przed Sądem Okręgowym w Gliwicach wyjaśnienia składało w piątek dwóch kolejnych oskarżonych. Do katastrofy w "Halembie" doszło w listopadzie 2006 r. podczas likwidowania ściany wydobywczej 1030 m pod ziemią. Z powodu zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym, po zapaleniu i wybuchu metanu w wyrobisku wybuchł pył węglowy, czyniąc największe spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii. Pył węglowy w kopalniach jest neutralizowany pyłem kamiennym. Aby prace nie były zatrzymane, zawartość tzw. części niepalnych w suchym pyle pobranym w wyznaczonych rejonach powinna wynosić powyżej 70-80 proc. Z wyjaśnień oskarżonych wynika, że takich prób w kopalni pobiera się rocznie kilka tysięcy. Według ustaleń śledztwa, przed tragedią w "Halembie" fałszowano wyniki analiz - osoby pobierające próbki czasem nawet nie zjeżdżały na dół, preparując próbki pyłu, które oddawano później do badań w kopalnianym laboratorium. Chodziło o to, by prace nie były wstrzymywane. Ponadto, w rejonie likwidowanej ściany nie wyznaczono stref zabezpieczających przed wybuchem pyłu - uważa prokuratura. - Nigdy nikomu nie polecałem fałszowania prób, nikogo do tego nie namawiałem ani nie sugerowałem - oświadczył Dariusz D., sztygar, który był odpowiedzialny za zwalczanie zagrożenia pyłowego w "Halembie". Oskarżony mówił, że w opinii specjalistów, którzy kontrolowali kopalnię przed katastrofą, rejon likwidowanej ściany był należycie zabezpieczony przed wybuchem pyłu. Podkreślił, że ta część kopalni była sprawdzana przez przedstawicieli urzędu górniczego i inspekcji pracy w sierpniu 2006 r. i nie zgłaszano wtedy żadnych zastrzeżeń. Według D., duża ilość pyłu węglowego, stwierdzona w rejonie tragedii już po katastrofie nasuwa przypuszczanie, że do wybuchu doszło w zrobach (wyrobiskach powstałych po eksploatacji), a pył został wypchnięty w czasie eksplozji. Do winy nie przyznał się także przełożony D. - nadsztygar Ryszard J. Także on w dziale wentylacji kopalni zajmował się m.in. zabezpieczeniem przeciwko wybuchowi pyłu węglowego. J. zaprzeczył, by miał w jakiś sposób wpływać na pobierających próby. Twierdzi też, że nikt z góry nie wywierał też na niego presji, by wyniki analiz były dobre. - Pracownicy, którzy mnie pomawiają, prawdopodobnie chcą w ten sposób umniejszyć swoją odpowiedzialność - oświadczył oskarżony. Podkreślał, że był przekonany o rzetelności próbobiorców. - Nie miałem podstaw, aby przypuszczać, że fałszują próby i nierzetelnie wykonują swoje obowiązki - dodał J. Także ten oskarżony twierdzi, że likwidowana ściana była zgodnie z przepisami zabezpieczona pod względem zagrożenia pyłowego. Przed katastrofą nie było żadnych dodatkowych zaleceń z tym związanych - zaznaczył. J. nie pamiętał, by w okresie poprzedzającym katastrofę choć raz zatrzymywano prace z powodu zbyt dużej ilości pyłu węglowego, choć zdarzało się to zanim objął stanowisko w dziale wentylacji. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego po katastrofie było bardzo wiele takich przypadków, zwłaszcza że zużycie pyłu kamiennego zwiększyło się o 100 proc. Na następnej rozprawie wyjaśnienia będzie kontynuował Dariusz D. Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zamknęła śledztwo w tej sprawie w czerwcu ubiegłego roku. Aktem oskarżenia objętych zostało 27 osób, dziewięć z nich wniosło o możliwość dobrowolnego poddania się karze. Ich sprawy sąd wyłączył do odrębnego rozpoznania, wyrok ma zapaść 5 lutego. Później z głównego procesu został wyłączony także Andrzej S., który leczy się po wypadku. Na ławie oskarżonych zasiada więc obecnie 17 osób. Jak ustaliły prokuratura i nadzór górniczy, kierujący kopalnią przyzwalali w niej na łamanie przepisów i zasad sztuki górniczej. Najpoważniejsze zarzuty ciążą na głównym inżynierze wentylacji kopalni i kierowniku jej działu wentylacji Marku Z. Odpowiada on m.in. za sprowadzenie katastrofy, w której zginęli górnicy. Według prokuratury, wiedział o niebezpieczeństwach w rejonie likwidowanej ściany, m.in. zagrożeniu wybuchem, a mimo to nie doprowadził do przerwania prac. Tolerował też brak profilaktyki przeciw zagrożeniom. Były dyrektor "Halemby" Kazimierz D. jest oskarżony o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia górników, co skutkowało śmiercią 23 osób. Z ustaleń śledztw wynika, że wiedział o przekroczonych dopuszczalnych stężeniach metanu w kopalni, tolerował też brak profilaktyki w zakresie zwalczania zagrożenia wybuchem pyłu węglowego i zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Mimo to zlekceważył alarmujące dane i nie nakazał przerwania prac, skutkiem czego była śmierć górników. Zarzuty stawiane pozostałym oskarżonym dotyczą m.in. sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, narażenia górników na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz niedopełnienia przepisów bezpieczeństwa i fałszowania dokumentów. O te przestępstwa podejrzani są zarówno pracownicy "Halemby", jak i firmy Mard, która na zlecenie kopalni wykonywała prace pod ziemią.