"Nie mam czasu", "nie wiem jak to zrobić", "zrobię to później", każda z kobiet nie raz słyszała pewnie tego typu odpowiedzi od swojego męża czy narzeczonego. Teraz zamiast prosić się o drobny remont tygodniami mogą skorzystać z pomocy "męża na godziny". Pierwszą w Polsce firmę pod taką nazwą otworzył Piotr Jasiczak z Katowic. - Zakładając firmę zastrzegłem sobie znak handlowy więc jeśli ktoś będzie chciał zostać "mężem na godziny" w innym mieście, to sprawę nazwy musi uzgodnić ze mną - mówi Jasiczak. Firma istnieje od trzech miesięcy i tygodniowo wykonuje 5-6 zleceń. - Często się dziwię, że jakiś facet nie potrafi np. założyć karnisza czy skręcić jakiegoś mebla. To są przecież bardzo proste czynności - ocenia Jasiczak. Jeśli, któryś z mężczyzn poczuje się urażony opiniami Jasiczaka, powinien wiedzieć, że śląski "mąż na godziny" jest z wykształcenia... filozofem i z kierunkami technicznymi nie miał w życiu nic wspólnego. Jego współpracownik - Kajetan Sulerz to muzyk i alpinista przemysłowy. Skąd w takim razie u nich taki dryg do spraw technicznych? - Po prostu w swoim życiu często się przeprowadzałem. Miałem sześć mieszkań i w każdym było coś do zrobienia, a to malowanie, a to tynkowanie, a to prace hydrauliczne. Z czasem wszystkiego się nauczyłem - mówi Jasiczak. Najczęstsze zlecenia dotyczą prostych prac domowych, których szczególnie starsze panie nie są w stanie zrobić same. - Wczoraj np. wieszaliśmy u jednej z klientek karnisze. Do tego dochodzi hydraulika, czyli np. naprawa cieknących kranów, przyklejanie odpadających kafelków i naprawa zepsutych zamków - mówi Sulerz. O pomoc proszą głównie kobiety samotne. Jak twierdzi śląski "mąż na godziny" większość to kobiety po prostu z nikim nie związane, dobrze zarabiające, które nie mają czasu na proszenie znajomych, by np. naprawili im kran. Firma się rozrasta, bo na zasadzie franczyzy podobne usługi wykonywane są już m.in. w Trójmieście i Krakowie. Łukasz Buszman