W pokoju 225 śledczy znaleźli to, co zostało po Danucie: czarny płaszcz, damską torebkę, a w niej dwa złote, perfumy, szminkę, książeczkę ubezpieczeniową dzieci, lakier do włosów. O historii kobiety usłyszałem kilka miesięcy temu, w przypadkowej rozmowie. Wymiar sprawiedliwości zapomniał o niej 24 lata temu. Akta sprawy (cztery tomy) spakowano i zaniesiono do prokuratorskich archiwów. Wyciągnięto je tylko na chwilę, żeby zapisać w nich słowa Daniela W. Zanim mężczyzna napisał do śledczych, nie spał wiele nocy, zastanawiając się, co ma zrobić. Kiedy przełamał strach i opowiedział, co wie o zabójstwie młodej kobiety, jego zeznania zostały zbagatelizowane. Danuta była zwyczajną kobietą: matką czworga dzieci, żoną, gorliwą katoliczką, skrytą, skromną i dobrą osobą. Ta opowieść to próba wydobycia z niebytu historii Danuty. Opowiedzenie jej na nowo: na podstawie rozmów ze świadkami i prokuratorskich akt. Z nadzieją, że po 24 latach od brutalnego zabójstwa zmowa milczenia zostanie przerwana. 1. Kto wpadł na pomysł, aby iść do wróżbitki, po latach trudno ustalić. Jest początek 1980 r., Danuta ma 19 lat i jeszcze nie wie, co chce w życiu robić. Razem z koleżanką udają się do wróżki w Lublińcu. - Nie dożyjesz 40 lat, zginiesz tragicznie i zostawisz po sobie małe dziecko - mówi przepowiadaczka. Historia staje się rodzinną anegdotą, której nikt nie traktuje poważnie. O wizycie u jasnowidzki Danuta przypomina sobie ponownie w 1997 r. Ma wówczas 37 lat, a na świat przychodzi jej czwarty syn - Wojciech. To wtedy zaczyna się zastanawiać, czy słowa wróżbitki nie są prorocze. 2. Wieżowce przy ulicy Kilińskiego w Rybniku powstają w latach 80. ubiegłego wieku. Rybnicki Okręg Węglowy rozrasta się i potrzeba kolejnych rąk do pracy. Do miasta przyjeżdżają nowi mieszkańcy. Danuta z Witoldem zamieszkuje w wieżowcu przy Kilińskiego w kwietniu 1986 r. Para poznaje się kilka lat wcześniej. Mężczyzna przybywa na Śląsk z Grybowa na Sądecczyźnie. Młodzi zakochują się i w 1982 r. biorą ślub. Mają czterech synów: Adama, Gabriela, Wojciecha i Dawida. Witold jest kierownikiem w oddziale zmechanizowanym robót drogowych. Pracuje na niewielkim dźwigu przenoszącym materiały budowlane. Podczas rutynowego podnoszenia betonowej płyty maszyna zaczyna się przechylać. Witold z kolegami próbuje ją ustabilizować, podkładając drewniane bale. W pewnym momencie dźwig przewraca się i przygniata mężczyznę. Diagnoza lekarska: pęknięcie kości czaszki i niezdolność do pracy. Witold w 1990 r. zostaje rencistą. Powracające bóle głowy nawet po latach przypominają mu o wypadku. Danuta pracuje w szkole jako sprzątaczka od 1992 r. Najpierw w Niedobczycach, a potem w zasadniczej szkole zawodowej przy ul. św. Maksymiliana. Za swoją pracę otrzymuje 400 zł miesięcznie. - Spokojna, opanowana, pogodna, małomówna - tak Danutę zapamiętują koleżanki z pracy. 3. Luty 2024 r., bloki przy ulicy Kilińskiego. Niewiele się tu zmieniło. Szarość wieżowców została przykryta nowymi, kolorowymi elewacjami. O Danucie prawie nikt nie pamięta. Wydarzenia sprzed lat pokrył kurz codzienności. Sąsiedzi zapomnieli, wyjechali, umarli. ----- Danuta budzi się o poranku, krząta w kuchni, szykuje synom drugie śniadanie. Ta scena powtarza się wcześniej setki razy. Jest 2 marca 2000 r. Nic nie zapowiada tragedii. Witold unika żony. Małżonkowie są pokłóceni. Mężczyzna trafia do szpitala w Wodzisławiu Śląskim kilkanaście dni wcześniej, po tym, jak zostaje uderzony kuflem w osiedlowym barze. Wypisuje się na własne życzenie, co staje się zarzewiem kłótni. Danuta wychodzi z domu, Witold wybiega za nią. Mówi, że podwiezie ją na przystanek. W ten sposób chce "odkupić winy". Kobieta wsiada, wymieniają parę zdań, po chwili są już na przystanku. Zdawkowe "cześć". To ich ostatnia rozmowa. 4. O zachowaniu męża kobieta opowiada Jadwidze i Danucie K., koleżankom z pracy. Razem pracują od lat, ale ich relacje nie są bliskie. Sprzątaczki zamykają drzwi wejściowe na klucz o godzinie 18. Chwilę później dwóch chłopców stuka w nie i pyta, czy druga klasa skończyła lekcję. Zajęcia mają tylko uczniowie z klasy III E. Naukę przerywają odgłosy z zewnątrz. Nieznajomi prowadzą ożywioną dyskusję. Nauczycielka podchodzi do okna, otwiera je i upomina rozmówców. Twarzy nie widzi, na zewnątrz jest już mrok. Ostatecznie belferka kończy lekcję 15 minut przed czasem, o 18:45. Kasia, jedna z uczennic, zostaje po zajęciach, siada przy portierni i czeka na przyjazd chłopaka. Widzi, jak Danuta sprząta klasę. Kobiety rozmawiają, sprzątaczka wylewa wodę z wiaderka, bierze dwa worki śmieci i idzie w kierunku drzwi. Kasia wychodzi z budynku mniej więcej w tym samym czasie. Zawraca, bo zapomniała butów i znów wychodzi. Kiedy idzie w kierunku samochodu, od strony boiska słyszy głosy dwóch młodych mężczyzn. Jeden krzyczy: "ej, ty". Dziewczyna wsiada do samochodu chłopaka i odjeżdżają. 5. Jadwiga pierwsza dostrzega nieobecność Danuty. Sprzątaczka po wyrzuceniu śmieci ma iść jeszcze do piwnicy i zakręcić wodę. Wszystko powinno zająć pięć minut. Koleżanki zaczynają jej szukać, wychodzą przed budynek, wołają ją po imieniu. Jadwiga spogląda w stronę kontenerów i zauważa leżące na ziemi porozrzucane śmieci. Białe papiery wyraźnie widać na ciemnym asfalcie. - Ogarnął nas strach - powie potem śledczym. 6. Zaniepokojona Jadwiga dzwoni po pomoc. Telefon odbiera Stefan - mąż szkolnej woźnej Eli. Mężczyzna bierze latarkę z szuflady i razem jadą pod szkolny gmach. Przed drzwiami spotykają Sebastiana, to zięć Jadwigi, którego kobieta też poprosi o przyjazd. Idą w stronę śmietników. - Było ciemno, zaczęliśmy świecić latarkami. W pewnym momencie zobaczyliśmy ciało kobiety. Jej twarz była we krwi. Widziałem rany w okolicach oczu. Leżała na plecach - powie śledczym Stefan. - Widziałam, że ma zakrwawioną twarz, rozciągnięte ręce i otwarte oczy. Oczy spoglądały w niebo - doda jego żona, woźna Ela. Obrazy, o których mówią, zostają uwiecznione przez policyjnego technika. Zdjęcia przeleżą ponad dwie dekady w archiwum Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Przed szkołą pojawiają się pierwsze radiowozy, karetka pogotowia, gapie. Policyjny pies dwukrotnie podejmuje trop i rusza w kierunku szkolnego budynku, jednak potem go gubi. Śledczy niedaleko ciała znajdują klucze z napisem "piwnica". Technicy zabezpieczają je, ale nie ma nich żadnych śladów. Dyrektorka Krystyna Florek pracuje w szkole od 1993 r. O śmierci Danuty dowiaduje się od woźnej. O zabitej nie ma wiele do powiedzenia. Jest wzorową pracownicą, większego kontaktu nie miały. W szkolnym pokoju 225 śledczy znajdują torebkę i płaszcz Danuty. Kto zabił kobietę, czy czekał na nią przed szkołą, czy było to przypadkowe zdarzenie - policjanci zadają sobie coraz więcej pytań. Lekarz sądowy Alfred Bąk przeprowadza oględziny ciała. Dolicza się 28 ran kłutych. Liczba zmienia się po przeprowadzeniu sekcji zwłok. 7. Prokuratura Okręgowa w Gliwicach znajduje się przy ul. Dubois, niedaleko dworca kolejowego. Tutaj od lat przechowuje się akta zabójstwa Danuty. Śledczy umarzają sprawę w maju 2001 r. ----- Jest koniec stycznia 2024 r., przeglądam dokumenty zgromadzone w czterech tomach. Na jednym ze zdjęć jest ciało Danuty. Nogi są zgięte pod kątem prostym, ręce wyprostowane, a górna część ciała swoim ułożeniem przypomina krzyż. Na ziemi widać ślady obuwia, ich układ jest chaotyczny. Danuta się broni, próbuje uciekać w stronę szkoły, o czym świadczą rany na plecach. Złoty łańcuszek na szyi kobiety pozostaje nietknięty. Protokół z sekcji zwłok wylicza szczegółowo zadane rany: 48 na głowie, 36 na szyi, 15 na klatce piersiowej, 16 na innych częściach ciała. Łącznie 115 ran. Zadano je scyzorykiem lub nożem o bardzo krótkim ostrzu. Lekarz notuje: przyczyną zgonu były liczne rany kłute na głowie, szyi i klatce piersiowej, które doprowadziły do znacznego wykrwawienia się. 8. Witold martwi się, dlaczego Danuta jeszcze nie wróciła. Kobieta pracę kończy o 20 i zawsze idzie prosto do domu. Słychać pukanie do drzwi: mocne, pewne, silne. W progu stoi dwóch rosłych policjantów, wchodzą do środka i informują, że Danuta została zabita. - Co się stało? - to wszystko, co Witold mówi do śledczych. Policjanci nie odpowiadają, zaczynają sprawdzać mieszkania: jeden pokój, potem następny, łazienka, kuchnia. "Podczas przeszukania Witold Matusik zachowuje się spokojnie" - piszą w urzędowej notatce. Na polecenie prokuratura zatrzymują mężczyznę, wsadzają do radiowozu i odjeżdżają. Zanim dotrą na komendę, jadą do szpitala przebadać go na zawartość alkoholu we krwi. Witold jest trzeźwy. W mieszkaniu zostaje czterech niepełnoletnich synów. Najmłodszy ma trzy lata. 9. Co kieruje prokuratorem, który umarza sprawę, nie wiemy. W dokumentach nie ma śladu. Można tylko przypuszczać. Jedna z pracownic szkoły opowiada śledczym o rzekomym konflikcie Danuty z mężem. Szczegółów nie potrafi podać, o problemach słyszała od koleżanki. Być może prokurator historię interpretuje tak: małżeństwo przeżywa kryzys, dochodzi do kłótni, emocje biorą górę. Kiedy Witold ulega wypadkowi i przechodzi na rentę, jego poczucie wartości spada. Łapie się dorywczych prac, ale z nimi bywa różnie. Koledzy wyciągają na piwo, z czasem alkohol staje się ucieczką. Kiedyś po wypiciu niszczy nowe meble, na które małżonkowie biorą kredyt. Danuta nie toleruje pijaństwa. Stara się pomóc mężowi. Kiedy prośby nie pomagają, podnosi głos, a potem w tajemnicy przed domownikami modli się o siłę dla męża, aby pokonał swoje demony. 10. Witold zostaje przywieziony do komendy w Rybniku w ubraniu, w którym w południe wyszedł z domu. Śledczy sprawdzają je dokładnie, ale nie znajdują śladów krwi. Mężczyzna ma alibi. Po tym, jak wysadza żonę na przystanku, jedzie do poradni przy ulicy Parkowej. Dzień wcześniej wypisuje się ze szpitala i chce teraz skonsultować się z lekarzem. Z przychodni przemieszcza się do gazowni przy ulicy Zebrzydowickiej, aby zapłacić rachunki. Później udaje się na kurzą fermę pod Rybnikiem po jajka, potem z dwoma kolegami wyruszają do stadniny. Wracając karmią gołębię. Witold z kolegą mają dwa gołębniki. Potem obaj jadą pod blok przy ulicy Kilińskiego, gdzie mieszkają. Witold jest w domu około 19.30, wychodzi jeszcze na 10 minut do zaparkowanego samochodu, bo czegoś zapomniał. Śledczym Witold mówi, że Danuta nie ma żadnych wrogów, o konfliktach nic nie wie. 11. Dwa dni po zabójstwie Danuty z zakładu fryzjerskiego przy ulicy Zebrzydowickiej wychodzi Małgorzata, jedna z pracownic. Potrzebuje pilnie rozmienić pieniądze. Kiedy wraca, zaczepia ją nieznajomy mężczyzna i pyta o Kaśkę. Kobieta jest zaskoczona, odpowiada, że nikt taki u nich nie pracuje. - Co ty ciulasz. Widziałem ją dziś rano - odpowiada nieznajomy. Po chwili dołącza do niego drugi mężczyzna. Ten pierwszy każe mu zasłonić twarz. W tym momencie Małgorzata szybko wchodzi do zakładu fryzjerskiego i zamyka drzwi na klucz. Katarzyna, o której mówi tajemnicza postać, to uczennica zespołu szkół zasadniczych. Tam sama, która rozmawia z Danutą tuż przed jej śmiercią, wychodzi z nią w tym samym czasie ze szkoły i słyszy męskie głosy dobiegające od strony szkolnego boiska. Dziewczyna ma staż w zakładzie fryzjerskim. Jednak przed południem przyjeżdżają policjanci i zabierają ją na przesłuchanie. Tajemnicze postacie pojawiają się dopiero po wizycie śledczych. Małgorzata, którą zaczepiają, nie rozpoznaje twarzy. Stoją w zaciemnionym miejscu. Zapamiętuje tylko włosy jednego z nich: ciemne, krótkie, przylegające do twarzy. Jedna z postaci stoi tyłem do fryzjerki. Śledczym nigdy nie udaje się ustalić, kim są dwaj mężczyźni. 12. Niewysoki czarny płot otacza jaskrawozielony budynek. Za ogrodzeniem znajduje się plac zabaw, piaskownica, a w oknach widać dziecięce wycinanki przedstawiające miasto, na które lecą płatki śniegu. Po dawnej zasadniczej szkole zawodowej nie ma śladu. Tam, gdzie kiedyś uczono kolejowego fachu, dziś znajduje się zespół szkolno-przedszkolny. Na tyłach znajduje się filia biblioteki miejskiej. Idąc w kierunku wejścia, trzeba minąć kontenery na śmieci. Stoją w tym samym miejscu, gdzie znaleziono ciało Danuty. Przed wejściem do biblioteki tłoczy się grupa dzieci, przez okno wygląda zaciekawiona bibliotekarka, słychać gwar dziecięcych rozmów Stoję przy ogrodzeniu. Ponad dwie dekady temu przystaje tam Jan O. i przez płot przygląda się policyjnym działaniom. 13. Dzieciństwo Jana O. kończy się w wieku ośmiu lat. Wtedy umiera jego mama, a ciężar utrzymania rodziny spada na ojca. Ten dużo pracuje i rzadko bywa w domu. Dwie starsze siostry nie zastępują mu mamy, same są nastolatkami. Chłopak z biegiem lat opuszcza się w nauce, coraz częściej wagaruje, aż ostatecznie zaprzestaje edukacji w szóstej szkole podstawówki. Jest luty 2000 r., Jan O. ma 16 lat. Nastolatka zatrzymuje patrol policji, funkcjonariusze przywożą go do domu, zostawiają. Chłopak chwilę krząta się po mieszkaniu i znów ucieka. Noce spędza na klatkach schodowych, głównie na Nowinach. Śpi na ostatnim piętrze. Utrzymuje się z tego, co ukradnie. Na trzy tygodnie przed zabójstwem Danuty relacje w rodzinie O. są trudne. Tata Jana zaczyna się spotykać z nową kobietą. Choć od śmierci żony minęło osiem lat, syn ma mu to za złe. Jedna z sióstr od trzech lat przebywa w Niemczech, Jana widuje sporadycznie. Druga jest już mężatką i mieszka w rodzinnym domu. Jan nie dogaduje się z mężem siostry, pewnego dnia kradnie mu klucze do samochodu. Opinie mieszkańców osiedla na temat O.: złodziej, drobny cwaniaczek, szuka uznania u rówieśników, chce im zaimponować, dlatego lubi opowiadać, co i komu ukradł. Stroni od bójek. Wącha klej i rozpuszczalnik, po nich staje się bardzo agresywny. 14. W dzień zabójstwa Jan O. budzi się na klatce schodowej jednego z wieżowców. Nastolatek wychodzi z bloku i idzie w kierunku zespołu szkół zasadniczych. Przystaje za budynkiem rozdzielni i czeka, aż jego koledzy przyjdą na papierosa podczas przerwy. Jednemu z nich opowiada, że ukradł klucze do mieszkania Tomaszowi O. i mu je spali. Po godzinie 11 wsiada w autobus do Jastrzębia-Zdroju. Tam chodzi bez celu, najpierw w stronę dworca głównego, a potem ulicy Arka Bożeka, skąd wraca do Rybnika. Około 16 jest w okolicy elektrowni i szkoły, w której pracuje Danuta. Spotyka kolegów, razem wąchają klej i rozpuszczalnik. Jan O. podchodzi do grupki rówieśników. Wśród nich jest Tomasz O., ten sam, któremu ukradł klucze do mieszkania. Pomiędzy nastolatkami dochodzi do szarpaniny. Tomasz przypiera rywala do muru, a potem rzuca na ziemię, ale nie używa pięści. Jan O. przegrywa starcie i zostaje upokorzony na oczach kolegów. Jest wściekły, odgraża się i odchodzi w kierunku szkoły. Jest około 18:30. Policyjna taśma odgradza budynek od gapiów. Jan O. podchodzi i przygląda się pracującym śledczym. Jeden z jego znajomych mówi mu, że zginęła sprzątaczka i że szuka go policja. Chłopak po chwili odpowiada, że musi się napić. Noc spędza na klatce w bloku przy ulicy Floriańskiej lub Wawelskiej. Na dzielnicy ludzie plotkują: zabił Jan O., bo Danuta złapała go kiedyś, jak próbował włamać się do szkoły. 15. Opinia psychologiczna zostaje sporządzona w sierpniu 2000 r. w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Jej autorami są biegli sądowi Maciej Szaszkiewicz i Ewa Wach. Dokument liczy 11 stron, a naukowcy starają się odpowiedzieć na pytanie, kim jest zabójca i co nim kierowało. Z opinii dowiadujemy się, że sprawca napada na Danutę bez wcześniejszego przygotowania, odpowiedniego narzędzia i planu, nie ma zamiaru zabić, zdarzenia ma charakter sytuacyjny i spontaniczny, napastnik pochodzi z rodziny o niskim statusie społecznym, posiada podstawowe wykształcenie, nie dba o swój wygląd. Agresor nie jest skonfliktowany z ofiarą, charakteryzuje się najwyżej przeciętną inteligencją, zna okolicę i ma przewagę fizyczną, ale nie na tyle, aby zdominować sprzątaczkę. Ta przez pewien czas skutecznie odpiera atak. O skali bestialstwa i agresji biegli piszą: "Możliwe jest także, że nastawienie takie przejawia on szczególnie wyraźnie pod wpływem substancji odurzających. Jest też prawdopodobne, że środki odurzające wyzwalają jego pobudzenie seksualne". 16. Osiem dni po śmierci Danuty prokurator stawia Adamowi M. zarzut zabójstwa sprzątaczki. Mężczyzna w przeszłości jest karany za kradzieże. W styczniu 2000 r., trzy miesiące przed tragedią, opuszcza warunkowo Zakład Karny w Strzelcach Opolskich. Śledczy decydują się na taki krok po tym, jak kilku ze świadków wspomina, że widują Adama obok szkoły. Mężczyzna mieszka kilkaset metrów od budynku. Po kilku dniach prokuratura umarza sprawę, oczyszcza Adama z zarzutów i wypuszcza na wolność. W dzień zabójstwa mężczyzna od rana przebywa w Żorach, pracuje tam do 18, a potem spędza czas ze znajomymi. Do Rybnika wraca autobusem po godzinie 20, a więc w momencie, kiedy Danuta już nie żyje. 17. Jan O. po tym, jak zostaje upokorzony przez Tomasza O., odgraża się i odchodzi w kierunku szkoły. Jest kilkanaście minut przed 19. Do momentu, aż pojawia się przy policyjnej taśmie, nie wiadomo, co dokładnie dzieje się z chłopakiem. Jego opowieść jest niespójna, przedstawia on sprzeczne wersje, kłamie. Zdaniem O. o godzinie 18.30 jest na przystanku oddalonym o cztery kilometry od szkoły, gdzie pracuje Danuta. To zastanawiające, bo w tym samym czasie - według czterech innych osób - szarpie się z Tomaszem O. Tymczasem Jan opowiada, że będąc na przystanku, w pewnym momencie dostrzega idącą parę, w chłopaku rozpoznaje swojego znajomego. Tak przynajmniej twierdzi. W zależności od opowieści nazywa go: Adamem, Piotrem, Michałem. Wita się z chłopakiem i dziewczyną, po czym para idzie dalej. "Znajomy" po tym, jak odprowadził swoją wybrankę do internatu, wraca na przystanek. Podjeżdża autobus, chłopak chce wsiadać, ale słyszy głos Jana O. Ten ostrzega go, że w środku są kontrolerzy biletów. O. proponuje, żeby razem poszli na piwo w okolice placu Wolności. Tam siedzą do 21, po czym wychodzą z lokalu, bo pracownicy szykują się do zamknięcia baru. Wychodząc O. kłóci się z barmanką o to, że ta nie chce mu sprzedać papierosów. Po wszystkim Jan wraca w okolice szkoły i staje przy policyjnych taśmach. Wspomniany w opowieści Adam, Piotr, Michał to Tomasz Ch. Potwierdza on, że w dniu zabójstwa Danuty odprowadził swoją dziewczynę do internatu, a kiedy chciał wejść do autobusu, nieznajomy mężczyzna ostrzega go przed kontrolą biletów. Potem razem poszli na piwo do pobliskiego barku. Twierdzi, że Jana O. nie zna i nie rozpoznaje jego twarzy. Beata - jego dziewczyna - mówi, że nigdy nie widziała O. 18. Dzień po zabójstwie Jan O. siedzi na klatce schodowej. W pewnym momencie dostrzega go mieszkający w bloku Grzegorz P. - O. zaczął płakać i powiedział, że tego nie zrobił - zeznaje nastolatek śledczym. Tata Grzegorza chce zawieźć Jana do komisariatu, aby wszystko wyjaśnił. O. odmawia i wychodzi na zewnątrz. Dwa dni po morderstwie. Szymon, Ireneusz, Michał - nastolatkowie mieszkający niedaleko szkoły - rozmawiają o tragicznych wydarzeniach. Dochodzą do wniosku, że za zabójstwo odpowiada Jan. Niespodziewanie pojawia się O. Chłopcy pytają wprost, czy to zrobił. - Ja jej nie zabiłem - odpowiada. Nastolatek jest pijany, czuć od niego woń alkoholu. - No dobra, to ja ją zabiłem. Najlepsze było, jak podcinałem jej gardło - dodaje po chwili. Rozmowę przerywa przybycie Tomasza O., tego samego, któremu Jan O. kradnie klucze i grozi spaleniem mieszkania. 19. Kiedy Tomasz dostrzega Jana, zaczyna go gonić. Chce, aby ten oddał mu klucze. Tomasz dogania nastolatka i z impetem kopie go w twarz. - Zabije cię, jak tamtą kobietę - krzyczy upadający O. Chwilę później pojawia się policyjny radiowóz i zatrzymuje Jana. 20. 4 marca Jan O. trafia do policyjnej izby zatrzymań komendy w Rybniku. Śledczy zabezpieczają jego kurtkę, widać na niej ślady krwi. Te - jak twierdzi O. - powstają podczas bójki w klubie Wiva w Rybniku. Jest tam sam, otrzymuje cios szklanką z piwem w głowę, z głowy i nosa leci mu krew. Powodem ataku jest wulgarna odpowiedź O. do nieznajomego mężczyzny. Sąd w Rybniku decyduje, że Jan O. ma zostać do 18 marca w policyjnej izbie dziecka w Katowicach. Śledczy zabezpieczają ubrania do badań. Na kurtce znajduje się krew O. Dodatkowo laboranci ustalają, że na skarpetach i kurtce znajduje się krew ludzka, ale nie są w stanie ustalić, do kogo należy. 21. Nieznana osoba 10 dni po zabójstwie dzwoni do dyżurnego policji w Rybniku. Opowiada, że związek z zabójstwem mają osoby, które napadają na Witolda. Podczas bójki mówią do niego: "Twoja żona ma za długi język". Chodzi o sytuację z połowy lutego. Witold idzie do osiedlowego baru Elita, wychodząc z niego, dostaje kuflem z piwem i trafia do szpitala w Wodzisławiu Śląskim. Śledczy docierają do uczestników bójki. Zdarzenie to efekt pijackiej sprzeczki. Ktoś mówi o jedno słowo za dużo, ktoś inny czuje się urażony, komuś puszczają nerwy, kufle idą w ruch. Nikt nie wie, o co poszło. 22. Wiesław B. jest bezdomnym od dwóch lat. Ma problemy z alkoholem, leczy się odwykowo półtora roku, ale nałóg okazuje się silniejszy. Żona wyrzuca go z mieszkania za pijaństwo, ale nadal utrzymują ze sobą kontakt. Czasem B. wpada do domu, bierze prysznic, coś zje. Warunek jest jeden: musi być trzeźwy. Pomimo trudnej sytuacji mężczyzna pracuje w pobliskiej elektrowni, jako pracownik budowlany. B. często przesiaduje w barze znajdującym się tuż obok szkoły, gdzie pracuje Danuta. Jest w nim także feralnego dnia. W pewnym momencie wstaje od stołu, wychodzi na zewnątrz i idzie do toalety. Przy umywalce dostrzega młodego chłopaka. Jest szczupły, wysoki, ma blond włosy do ramion, nie ma żadnych blizn na twarzy. Ubrany jest w czarną kurtkę i wygląda na 16-17 lat. Chłopiec myje ręce, a w zlewie widać substancję koloru czerwonego. Wiesław jest pewien, że to krew. Nie pyta, co się stało. Jest przekonany, że chłopak się z kimś pobił. B. wychodzi z ubikacji i wraca do stolika. Chwilę później do baru wchodzą policjanci i zaczynają legitymować gości lokalu. Wiesław nie idzie na policję, boi się zemsty. Jakiś czas po zabójstwie chodzi przed szkołę, liczy, że znajdzie tajemniczego chłopca. Bezskutecznie. Pod koniec października 2000 r. wychodzi z baru, a po chwili zaczynają go gonić cztery młode osoby. Ucieka do domu. Na miejsce przyjeżdża patrol policji. Wiesław wszystko opowiada. Na podstawie słów B. nie udało się sporządzić szczegółowego portretu pamięciowego, tylko ogólny. 23. Maj 2001 r. Od zabójstwa Danuty mija ponad rok. Śledczy uznają, że doszli do ściany. Prokuratura umarza śledztwo. Akta trafiają do archiwów. ----- Daniel W. zostaje skazany na trzy lata więzienia za rozbój i kradzież. Do zakładu karnego zgłasza się 12 marca 2002 r. Najpierw wyrok odsiaduje w Raciborzu, potem przenoszą go do Wojkowic, Tarnowskich Gór, następnie do Nysy i znów do Raciborza. Do zakładu w Nysie trafia 7 września 2002 r. i przebywa tam pięć miesięcy. Wtedy poznaje Jana O. Mężczyzna trafia do celi Daniela w listopadzie 2002 r. W. będąc jeszcze na wolności słyszy plotki, że Jan miał zabić sprzątaczkę ze szkoły. Obaj dzielą pryczę. Jan śpi na górze, Daniel na dole. Mężczyzna myśli, jak podejść nowego kompana. Dużo rozmawiają, głównie o Rybniku i znajomych. Wychodzą razem na spacerniak, O. podchodzi do Daniela i zaczyna się żalić na wyrok. W pewnym momencie dodaję: dobrze, że nie wjechałem za głowę. W. wyczuwa okazję, rzuca: policja w Rybniku ma sto procent wykrywalności. - Ma 99 proc., bo ta sprzątaczka nie jest wykryta - odpowiada O. - Wykryte - mówi W. - Nie, bo się z tego wywinąłem - ripostuje O. - Masz szczęście - kończy rozmowę W., uznając, że tak będzie lepiej. Wieczorem w celi O. podchodzi do W. Kontynuuje temat ze spacerniaka. Mówi, że liczy się z tym, że za 15-20 lat może "wjechać za to na celę". Jan O. zdradza, że zabił Danutę, bo ta go kiedyś złapała podczas próby włamania się do szkoły. Według O. było tak: wraca do domu i widzi Danutę, jak idzie wyrzucić śmieci. Rzuca się na nią. Ciosy zadaje scyzorykiem. Narzędzie zbrodni zabiera ze sobą i "puszcza je w obieg". Dodaje, że świadkiem jest jedna z osób, która wcześniej widziała, jak przed zabójstwem Tomasz O. upokorzył Jana O. Do szarpaniny doszło kilkaset metrów od szkoły. 24. W styczniu 2003 r. Jan O. zostaje przeniesiony do Opola. W. nie śpi kilka nocy, aż w końcu decyduje się napisać list do śledczych. W końcu chodzi o morderstwo młodej kobiety. Opowiada policjantom, czego się dowiedział. Jan O. opowiada policjantom, że W. chce się zemścić. Za co? Tego nie precyzuje. Policjantom takie tłumaczenie wystarcza. Nie wszczynają śledztwa. 25. Witold po zabójstwie żony dostaje 61 tys. zł odszkodowania. Kupuje za to komputer i wieżę stereo dla synów, sam wymienia leciwy samochód na nowszy. Od lat Witold nie wie, kto zabił jego żonę. Czasem zadaje sobie pytania, co by było, gdyby tego wieczora przyjechał odebrać Danutę z pracy. Często tak robił. Jan O. ostatnio mieszkał w Raciborzu. W marcu minęło 24 lat od zabójstwa Danuty. Prokura Okręgowa w Gliwicach planuje powrócić do sprawy. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl