- Postępowanie właściwie powinno być umorzone, ale okazuje się, że nawet w śledztwach dotyczących zdarzeń sprzed wielu lat czasem są niespodzianki i dziwne odkrycia - powiedziała we wtorek naczelniczka pionu śledczego IPN w Katowicach, Ewa Koj. Postępowanie zostało wszczęte pod kątem zbrodni nazistowskiej - utworzeniu przy dworcu w Stradomiu masowego grobu dla osób przewożonych transportami niemieckimi w okresie okupacji. Ostatnie informacje rzucają jednak na to śledztwo zupełnie nowe światło. Pierwsza opinia archeologiczna po pracach wykopaliskowych z czerwca 2010 r. wskazywała, że w jednej z wykopanych jam grobowych rzeczywiście są szczątki osób wyrzucanych z wagonów podczas II wojny światowej. Jednak po zbadaniu drugiej jamy okazało się, że są tam szczątki osób, które zginęły już po 1945 r. - Są tam ciała dwóch kobiet i trzech mężczyzn w wieku od 20 do 50 lat. W jednej czaszce już wtedy ujawniliśmy protezę, bardzo profesjonalną. Została ona poddana badaniom w zakładzie kryminalistyki częstochowskiej policji. Właśnie ostatnio dostaliśmy opinię, że jest to proteza wykonana w latach 50. w Anglii. Powstaje więc pytanie, kim była ofiara i dlaczego tam się znalazła - powiedziała prok. Koj. Prokuratorzy IPN przypuszczają, że ziemia w Stradomiu kryje nie tylko ofiary hitlerowców, ale też powojenne ofiary represji UB. Przypominają, że po wojnie było wiele przypadków zaginięcia osób przesłuchiwanych przez bezpiekę. - Po prostu było to miejsce wygodne do tego, żeby dokonywać pochówków - wskazała naczelniczka. Niewykluczone, że w ramach prowadzonego śledztwa IPN zasięgnie opinii biegłych z zakresu stomatologii, być może dzięki tak charakterystycznej protezie uda się ustalić tożsamość tej osoby. Innym problemem uniemożliwiającym szybkie zakończenie śledztwa jest wybudowana w latach 60. rampa kolejowa, która - według ustaleń IPN - pokrywa część masowego grobu. - Myślę, że ta sprawa nie może być zakończona bez dodatkowych ustaleń - podkreśliła Koj. Podczas dotychczasowej ekshumacji w wyznaczonym do przeszukania terenie znaleziono szczątki 16 osób. W czasie prac przeszukano wyznaczony do eksploracji teren o powierzchni niemal 500 m kw. Ludzkie kości leżały na głębokości od 70 cm do 1,2 metra. Poza nimi znaleziono też przedmioty osobiste: poza sztuczną szczęką także portfel i elementy uzbrojenia. O tym, że przy dworcu kolejowym Stradom znajdują się zwłoki osób, które zmarły prawdopodobnie podczas niemieckich transportów kolejowych, poinformował kilka lat temu mieszkaniec Częstochowy, który próbował ustalić losy swojego ojca. Częstochowianin uzyskał relację od człowieka, który był zmuszany przez Niemców do wykopywania mogił i wrzucania do nich ciał. Ta wiadomość zaskoczyła przedstawicieli IPN - wcześniej nie było na to żadnych dowodów ani śladów. Nawet kwerenda w częstochowskim archiwum, ogłoszenia w lokalnej prasie, kościołach, a także komunikaty przekazywane przez częstochowski magistrat nie potwierdziły tych wiadomości. Po dokonaniu odwiertów we wskazanym miejscu okazało się, że mężczyzna miał jednak rację. Odwiertów przy tzw. małej rampie dworca dokonano wiosną 2009 r. Później, już podczas wstępnych prac, znaleziono tam osiem ludzkich szkieletów.