Placówkę opuściły wczoraj i karetkami prywatnej firmy zostały przewiezione do domu. Tu na wnuki czekali dziadkowie - gotowi do pomocy młodym rodzicom - pisze "Dziennik Zachodni". Rodzice maleństw, Renata i Adam Klepkowie, cieszyli się, że transport przebiegł szybko i sprawnie, ale nie kryli swoich obaw. Gdy dwa miesiące temu dzieci przyszły na świat, wszyscy obiecywali pomoc rodzicom. Niestety, z obietnic niewiele wyszło. - Pampersów i mleka na razie nam wystarczy, ale oliwki i odżywki musimy jutro kupić. I wciąż nie wiemy, czy dostaniemy z Narodowego Funduszu Zdrowia urządzenia do monitorowania oddechu dzieci, czy będziemy musieli je zdobyć we własnym zakresie. Bezdech nocny jest bardzo niebezpieczny dla wcześniaków. Bez tego urządzenia nie prześpimy spokojnie ani jednej nocy - martwi się pan Adam. Ojca czworaczków najbardziej jednak niepokoi to, że za dwa tygodnie nie będzie miał jak zawieźć dzieci na badania kontrolne do Świętochłowic.