Czternastu nowych pełnomocników prezydenta ds. osiedli kilka dni temu odebrało z jego rąk pełnomocnictwa. Uroczystość zorganizowano w sali sesyjnej UM. Nominowani poklepywali się nawzajem po ramionach, widać było, że dobrze się znają. Prezydent zachęcał: - Trzeba robić swoje, obserwować, co mówią ludzie. Każdy z nich, społecznie, ma się zajmować sprawami swojej dzielnicy. Mieszkańcy będą przez nich przyjmowani na dyżurach raz w tygodniu, prawdopodobnie w siedzibach rad osiedli. Do zadań pełnomocników należy m.in. prezentowanie spraw osiedla i jego mieszkańców przed prezydentem. - To eksperyment. Nie jestem w stanie przyjąć wszystkich mieszkańców osobiście. Od tego mam teraz pełnomocników. Wybrałem osoby aktywne, z rad osiedli, stowarzyszeń, organizacji, które znam, i wiem, że sprawdziły się w pracy społecznej - tłumaczy Grzegorz Osyra. Pełnomocnicy będą mieli w pilnych sprawach bezpośredni dostęp do prezydenta. - Jeśli jest dobra informacja, można coś zrobić szybko, błyskawicznie. Środki finansowe się znajdą - zapewnia Osyra. To nie konkurencja Prezydent nie konsultował swojego pomysłu z Radą Miasta. Nie przejął się też głosami sprzeciwu członków rad osiedli. - To nie jest konkurencja dla rad osiedli, które mają o wiele szerszy zakres obowiązków. Chodzi o błyskawiczny, dobry kontakt z prezydentem - mówi prezydent. Radnych uspokaja: - Nie żyję w idylli z radnymi, co nie znaczy, że to są źli radni, ale dzięki pełnomocnikom mogę zrealizować wiele rzeczy szybko. Prezydent jest organem wykonawczym i może kreować taką politykę kontaktowania się z mieszkańcami, jaką uważa za stosowną - dodaje. A nowych pełnomocników zachęca: - Dobrze się pokazywać na radach miasta. Po co się dublować? Konflikt lewicowego prezydenta z prawicową w większości Radą Miasta nie jest tajemnicą. W mieście nie mają wątpliwości: - To już jest kampania wyborcza. Pełnomocnicy to ludzie ze sztabu wyborczego prezydenta, którzy przepadli w ostatnich wyborach. Teraz staną w szranki z radnymi w następnych wyborach - mówi anonimowo przewodnicząca jednej z rad osiedla. Planuje zrezygnować z funkcji. - My też przyjmujemy ludzi, piszemy pisma do urzędu i nic, a pełnomocnik teraz wszystko załatwi, bo ma dostęp do prezydenta - mówi. Zrezygnować chce też Marcjanna Mądry, przewodnicząca Rady Osiedla w Dziedźkowicach. - Radę wybrali mieszkańcy i postawili na te osoby, które ich zdaniem najlepiej będą dbały o interesy dzielnicy. Widać prezydentowi źle się z nami współpracuje. Po co się dublować? Prezydent wyraźnie dał sygnał, że będzie słuchał pełnomocników - mówi. Pełnomocnikiem w jej dzielnicy został Grzegorz Świątczak, emerytowany górnik, w ostatnich wyborach do Rady Miasta startował z listy LiD, wiceprzewodniczący Rady Osiedla. - Znamy się z prezydentem i dogadujemy, ale potrafimy się pokłócić, bo ja też jestem górnikiem i umiem zakląć - zapewnia Świątczak. To sztuczny twór Decyzję o powołaniu pełnomocników odradzali prezydentowi nawet radni lewicy. - To sztuczny twór. Ci ludzie nie poradzili sobie w żadnych wyborach. Teraz negatywy na nich spłyną, a wyborcy ich rozliczą - mówi anonimowo jeden z radnych lewicy. Bernard Pastuszka, przewodniczący Rady Miasta, jest jeszcze bardziej krytyczny: - Pogratulowałem prezydentowi pomysłu promowania swoich ludzi. Ktoś nie przeszedł w wyborach, to trzeba mu dać coś do roboty - mówi. - Prezydent powinien się podpierać osobami, które mają zaufanie w terenie. Po co jest demokracja? Pan prezydent tym wyjściem szuka konfliktu w Radzie Miasta, który nie jest mu potrzebny do niczego. Wioleta Niziołek wioleta.niziolek@echomiasta.pl