Wspólny bilet Ruchu Chorzów i Teatru Rozrywki ma być jednym z efektów współpracy obu instytucji, w sprawie której w poniedziałek w Chorzowie podpisano list intencyjny. Choć szczegóły porozumienia ani oferta dla widzów i kibiców nie zostały jeszcze uzgodnione, przedstawiciele obu stron zapewniali tego dnia dziennikarzy o potrzebie wspólnych działań. - Chcielibyśmy promować swoje marki nawzajem - pokazać nie tylko miasto Chorzów, ale cały ten region Śląska, że są tu rzeczy, którymi warto się zainteresować. Chcielibyśmy, by nasi kibice byli częstszymi gośćmi w teatrze, a z kolei goście teatru zaczęli przychodzić na stadion - mówiła podczas konferencji prasowej prezes Ruchu Chorzów SA Katarzyna Sobstyl. Dyrektor chorzowskiego Teatru Rozrywki Dariusz Miłkowski wyjaśnił, że choć pomysł współpracy wyszedł od władz klubu, w teatrze znalazł wdzięczny grunt. Zaznaczył, że pierwszym i już widocznym efektem współpracy było wywieszenie opatrzonych logami klubu i teatru bannerów z hasłem "Gramy Razem" na siedzibach obu instytucji. Kolejny wymierny dla kibiców i widzów efekt współpracy ma zostać ujawniony przed pierwszą kolejką piłkarskiej Ekstraklasy. Na planowane na 28 lutego Wielkie Derby Śląska z Górnikiem Zabrze kibice Ruchu oraz widzowie teatru powinni móc już kupić wspólne bilety obu instytucji. Oferta ma być skierowana m.in. do rodzin i uwzględniać wzajemne zniżki. Mówiąc o reklamowym wymiarze przedsięwzięcia Miłkowski i Sobstyl podkreślali, że nazwa miasta Chorzów w większości przypadków pojawia się w związku z działaniami Ruchu lub Teatru, a połączenie obu marek może skutecznie zwracać uwagę na ich działania, np. poprzez to, że po raz pierwszy o Teatrze Rozrywki z Chorzowa zaczęto pisać na szpaltach sportowych. - Pozornie obszary działania obu instytucji są odległe, ale w gruncie rzeczy zagospodarowują zbiorowe marzenie, zbiorową wyobraźnię. My oczywiście mamy mniej miejsc na widowni, ale gramy o tyle częściej, że mamy szansę zbliżyć się w skalach oddziaływania - żartował dyrektor, oceniając już na poważniej, że współpraca jest również swego rodzaju działaniem misyjnym. - Nie spodziewam się, że połowa stadionu przyjdzie do nas trzy dni po meczu, podobnie jak nie spodziewam się, że wszyscy widzowie Teatru Rozrywki będą karnie stawiać się na stadionie i jeździć za drużyną. Ta misja mieści się w działaniach jednej i drugiej instytucji, a łączymy się, poprzez miejsce i to jest odruch lokalnego patriotyzmu - wskazał Miłkowski. Na pytania dziennikarzy czy marka Teatru Rozrywki lub współpraca obu instytucji mogą ucierpieć wskutek działań stadionowych chuliganów, Sobstyl odparła, że pseudokibice nie są osobami, z którymi klub współpracuje i stara się tworzyć markę. Miłkowski przyznał natomiast, że współpraca Teatru z Ruchem to "trochę skazanie się na wzajemny wizerunek". - Sami musimy walczyć, by widzowie nie przynosili do teatru zwyczajów z kina - zaznaczył dyrektor Teatru. - Niektórzy widzowie nie mają poczucia, że pewne zachowania są na poziomie chamstwa. Ten problem jest silniej widoczny na stadionie niż na naszej widowni, musimy jednak wyprzedzać pewne zdarzenia, by kiedyś niezadowolony widz nie pobił aktora - dodał. Również według Sobstyl, we współpracy nie chodzi przede wszystkim o stronę komercyjną, lecz o pokazanie możliwości przełamywania pewnych barier, że jest alternatywa, z której można skorzystać. Miłkowski przyznał w pewnej chwili, że choć Teatr nie narzeka na frekwencję, raczej nie byłoby go stać na reklamę na stadionie. Obie strony podpisanego listu intencyjnego podkreślały w poniedziałek, że tak naprawdę dopiero zobaczą, jakie rezultaty przyniosą wspólne działania. Możliwe, że ich efekty będą widoczne dopiero za kilka lat, np. wśród dzisiejszych dzieci, które dopiero zaczynają chodzić na stadion lub do teatru i dzięki współpracy obu instytucji nabiorą dobrych nawyków. Władze chorzowskiego Ruchu i Teatru Rozrywki przeprowadzą wkrótce ankietę, która ma wskazać, ilu widzów w teatrze interesuje się sportem i ilu widzów stadionowych interesuje się kulturą. Na tej podstawie być może opracują kolejne po wspólnym bilecie działania. - To przygoda, w którą warto wejść, chociaż po to, żeby zobaczyć, co z tego wyjdzie - zapewnił Miłkowski.