Wcześniej konieczne jest dopełnienie formalności związanych z kompletowaniem materiału dowodowego. Chodzi m.in. o dotarcie do żony oskarżonego i potwierdzenie, czy kobieta w procesie chce złożyć zeznania, czy jako członek rodziny skorzysta z prawa do ich odmowy. Studentka z Czechowic-Dziedzic została zamordowana pięć i pół roku temu w pobliżu dworca kolejowego w sąsiednich Goczałkowicach Zdroju. Sprawca został ujęty po ponad czterech latach od zbrodni. Wtedy też odnaleziono ciało Joanny. Sprawa zbulwersowała opinię publiczną w woj. śląskim. Poza zabójstwem prokuratura zarzuciła 37-letniemu Markowi Z. próbę gwałtu na dziewczynie. Podczas procesu oskarżony przyznał się do zabójstwa; do gwałtu nie. We wtorek przed sądem na pytania prokuratora odpowiadała kuratorka sądowa z Pszczyny sprawująca dozór nad żoną oskarżonego. Relacjonowała m.in. że wielopokoleniowa, mieszkająca na niewielkiej przestrzeni rodzina nie utrzymuje specjalnego kontaktu z sąsiadami, miewała problemy finansowe, m.in. związane z utrzymaniem mieszkania, a żona Z. wcześniej przebywała w zakładzie karnym. Kuratorka mówiła, że oskarżony robił wrażenie spokojnego. O ile jego żona jest "niewydolna wychowaczo", a ich córka - decyzją sądu - nie wychowuje się z matką, sam Z. już po dokonaniu zbrodni starał się dbać o dobro rodziny, m.in. remontował mieszkanie. - Z tego, co widziałam, nie określiłabym go jako osoby niebezpiecznej - wskazała kuratorka. Sędzia Gwidon Jaworski we wtorek chciał też przesłuchać w charakterze świadka żonę oskarżonego, jednak nie udało się dostarczyć jej wezwania. Kuratorka wskazała, że kobieta zgłosiła jej adres inny niż ten, którym dysponował sąd. Sąd poprosił kuratorkę o pomoc w dotarciu do kobiety. Żonie Z., jako członkowi jego rodziny, przysługuje prawo do odmowy zeznań, z którego inni krewni już skorzystali. Sąd wyznaczył kolejną rozprawę na 27 lutego, aby rozwiązać kwestię ew. przesłuchania żony Z., a także zakończyć inne kwestie proceduralne. Sędzia Jaworski uprzedził strony, by na następny termin były też przygotowane do wystąpień końcowych. Oskarżony we wtorek zgłosił, że nie chce nadal uczestniczyć w kolejnych rozprawach ani w ogłoszeniu wyroku. Sąd przychylił się do jego prośby. Joanna Surowiecka zaginęła w czerwcu 2006 r. Studentka Górnośląskiej Wyższej Szkoły Handlowej w Katowicach wyszła rano w kierunku dworca kolejowego w Goczałkowicach. Jechała na egzamin. Poszukiwania dziewczyny nie przyniosły skutku. Sprawę udało się rozwikłać po ponad czterech latach. W listopadzie 2010 r. policja zatrzymała Marka Z. pracującego wtedy w Legnicy przy wyrębie lasu. Na stałe mieszkał w okolicy Czechowic-Dziedzic. Już po dokonaniu przestępstwa ożenił się, urodziło się mu dziecko. Nie był wcześniej karany. Mężczyzna przyznał się do zbrodni i wskazał miejsce ukrycia ciała. Tropem prowadzącym do zabójcy był telefon zabrany Joannie, a konkretnie indywidualny numer telefonu komórkowego IMEI. Na wniosek rodziny po latach policja ponownie sprawdziła, czy telefon nie uaktywnił się. Okazało się, że tak - po latach Z. dał aparat swojej żonie. W czasie, gdy zginęła Joanna, 32-letni wtedy Z. pracował jako dozorca baru niedaleko dworca w Goczałkowicach. Zaczepił idącą na dworzec dziewczynę. Gdy zaczęła krzyczeć, uderzył ją kamieniem i zrzucił z nasypu w krzaki. Wieczorem wrócił i przewiózł taczką ciało do pobliskiego zagajnika i zakopał. W śledztwie sugerował, że próbował zgwałcić Joannę. Później z części wyjaśnień wycofał się. W toku procesu biegły seksuolog wskazał, że Z. ma zaburzenia preferencji seksualnych; m.in. przejawia skłonności sadomasochistyczne. Specjaliści ocenili, że wymaga odizolowania od społeczeństwa. Za wskazane uznali specjalistyczne leczenie Marka Z. Oskarżony wyraził już chęć poddania się terapii.