Jedna z najstarszych i najliczniejszych takich procesji ma miejsce co roku w Pietrowicach Wielkich na ziemi raciborskiej, w diecezji opolskiej. Co roku procesje przyciągają do tej niewielkiej miejscowości także turystów, pragnących ciekawie spędzić świąteczne popołudnie. Uroczystości nie zatracają jednak swojego religijnego charakteru. - Elementy religijne i świeckie nie wykluczają się, ale dobrze uzupełniają. Jest zarówno czas na nabożeństwo, modlitwę o urodzaj, błogosławieństwo, jak i na zabawę oraz festyn na stadionie - powiedział proboszcz miejscowej parafii pod wezwaniem św. Wita, Modesta i Krescencji, ks. Damian Rangosz. W Pietrowicach Wielkich to właśnie ksiądz przewodzi procesji. Jak mówi, to, czy jest ona traktowana jako tradycyjna manifestacja religijności, czy jedynie jako folklorystyczny zwyczaj, zależy przede wszystkim od jej uczestników. - To zależy indywidualnie od każdego człowieka, w jakiej formie w tym uczestniczy; od jego wewnętrznego nastawienia - ocenił ks. Rangosz, podkreślając modlitewny charakter zarówno towarzyszącego procesji nabożeństwa, jak i objazdu pól. Zdaniem proboszcza, należy cieszyć się, że w ten zwyczaj wciąż włącza się wielu ludzi, także obserwatorów. Tradycja kultywowana w Pietrowicach Wielkich ma co najmniej 300 lat. Procesję prowadzi tu ksiądz w stroju liturgicznym. Przy dźwiękach dzwonów i orkiestry jeźdźcy na paradnie przystrojonych koniach wyruszają spod kościoła parafialnego, kierując się do ponad 300-letniego pątniczego kościoła pw. św. Krzyża za wsią. Podczas nabożeństwa błagalnego przy polowym ołtarzu rolnicy proszą Zmartwychwstałego Jezusa o urodzaj. Po nabożeństwie kawalkada objeżdża pola, które ksiądz święci. Częścią tradycji jest również konny wyścig młodzieńców o pierwsze miejsce dla jeźdźca oraz tytuł najlepszego konia. Uczestnicy procesji śpiewają pieśni wielkanocne, pątnicze i maryjne. Cała trasa procesji liczy około siedmiu kilometrów. Niegdyś w procesji brali udział niemal wszyscy miejscowi gospodarze, a pochód zyskał miano "procesji stu koni". Dziś zwykle jest ich mniej, ponieważ coraz mniej rolników hoduje konie. Dlatego w procesji uczestniczą również jeźdźcy z pobliskich stadnin, na sportowych koniach. Gdy dopisuje pogoda, zdarza się, że jeźdźców jest w sumie ponad 100; gdy pada - kilkudziesięciu. Oprócz Pietrowic Wielkich konne procesje odbywają się w wielkanocny poniedziałek również w innych miejscowościach ziemi raciborskiej: Bieńkowicach, Raciborzu Sudole i Zawadzie Książęcej, a ponadto w dzielnicy Gliwic - Ostropie. W Gliwicach świąteczny korowód od lat jest atrakcyjnym wydarzeniem, stanowiącym ważny element śląskiego folkloru. Kawalkada wyrusza sprzed kościoła pod wezwaniem Ducha Świętego. Orszak liczący kilkudziesięciu jeźdźców przemierza prawie 20-kilometrową trasę od wschodnich po zachodnie granice dzielnicy. Jeźdźcy objeżdżają pola i posiadłości. Modlą się i śpiewają religijne pieśni, prosząc o dobre plony i błogosławieństwo dla mieszkańców. Przygotowania do procesji rozpoczynają się kilka dni wcześniej. Organizacją uroczystości zajmują się tzw. śpiewocy, których zadaniem jest dostarczenie koni dla księży i sprawdzenie trasy procesyjnej. Jeźdźców obowiązują odpowiednie stroje: czarne skórzane kurtki, bryczesy i wysokie buty. W Ostropie jest zwyczaj ozdabiania jeźdźców wieńcami - to lokalna tradycja, która nie występuje nigdzie indziej. Kawalerowie noszą po dwa wianki, a żonaci mężczyźni i księża - po jednym. Wieńce z mirtu lub bukszpanu zdobią żółto-białe bądź różowo-białe papierowe kwiaty. Na zakończenie procesji uczestnicy rzucają je w kierunku wysokiego krzyża misyjnego stojącego przy kościele. Towarzyszy temu przekonanie, że ten kto pierwszy zawiesi swój wieniec na krzyżu, w tym samym roku stanie na ślubnym kobiercu. Od kiedy konkurs wygrał ksiądz, tradycja ta traktowana jest z przymrużeniem oka. Dawniej w procesji brali udział wyłącznie mężczyźni, dziś w orszaku jadą także kobiety. Tradycyjnie na czele korowodu jedzie trzech młodzieńców trzymających odświętnie przystrojony krzyż procesyjny. Zaś najbardziej doświadczeni jeźdźcy wiozą nieodłączne symbole świąt wielkanocnych: paschał, krzyż przepasany czerwoną stułą i figurę Zmartwychwstałego Chrystusa. Zwyczaj konnych procesji wielkanocnych, zwany też od niemieckiego słowa reiten (jeździć) rajtowaniem, zachował się w zachodniej części woj. śląskiego oraz na Śląsku Opolskim. Procesje stają się atrakcją turystyczną. Przyjeżdżają je zobaczyć nie tylko Polacy, ale także turyści z pobliskich Czech oraz Niemcy, spędzający święta u rodzin na Śląsku. Tradycje konnych procesji wielkanocnych niektórzy etnografowie i historycy wywodzą z czasów frankońskich. Zwyczaj miały przejąć plemiona germańskie, a z czasem pochody nabrały religijnego charakteru. Według etnografów, śląskie konne procesje to ciekawy przykład żywej i ważnej dla miejscowej ludności tradycji, która przetrwała w niezmienionym kształcie. Niektórzy wywodzą jej początki od morawskiego zwyczaju "chodzenia za Bogiem" - wychodzenia z domu, aby spotkać się ze Zmartwychwstałym i zamanifestować swoją radość. Pierwszy pisany dokument, który wspomina o procesji pochodzi z 1711 roku. Zwyczaj jest jednak starszy, gdyż odnotowano wówczas, że procesja "odbywa się od niepamiętnych czasów". Podania ustne głoszą, że przywędrował prawdopodobnie w czasach kolonizacji z Bawarii. W Bieńkowicach tradycja błagalnych procesji sięga - według przekazów - XIII wieku. O tym, że uczestnicy procesji jadą konno mógł także zadecydować kult św. Jerzego. W dniu tego świętego gospodarze udawali się niegdyś konno do proboszcza, by ten pobłogosławił zwierzęta na trud prac polowych. Ponieważ wspomnienie św. Jerzego przypada w bliskim sąsiedztwie świąt, przypuszcza się, że procesję przeniesiono na poniedziałek wielkanocny.