Ksiądz Jerzy Horzela zawsze ma urwanie głowy w Dniu św. Mikołaja. Nie żeby sam chodził w przebraniu i roznosił prezenty. W tych dniach do jego parafii w Pierśćcu koło Skoczowa przybywają setki pielgrzymów modlić się do św. Mikołaja, który jest patronem parafii. - Pokazujemy ludziom prawdziwego Mikołaja, a nie jakiegoś klauna z Laponii, który został stworzony dla pieniędzy i błazenady - przekonuje proboszcz. Świątynia w Pierśćcu jest jedną z kilku w Polsce, w których znajdują się relikwie biskupa z Miry. Przywiózł je z włoskiego Bari w 1964 roku kardynał Bolesław Kominek. Pielgrzymi zjeżdżają do Pierśćca jednak nie tylko, żeby ucałować relikwiarz ze szczątkami świętego - malutki fragment kości. Na ołtarzu stoi figura św. Mikołaja, która ma niezwykłą moc uzdrawiania. I to ona głównie przyciąga. Figurę przed czterema wiekami, jak mówi legenda spisana przez Zofię Kossak, wyrzeźbił Mikoła, prosty pasterz. Kiedy skończył, zostawił ją na środku stajni i poszedł spać. Obudziły go krzyki alarmujące o pożarze stajni. Zbiegli się mieszkańcy całej wioski, by gasić ogień. Nie był to jednak pożar. To blask bił od Mikołowej rzeźby. Choć figura już nie świeci, wierni nadal wierzą w jej nadprzyrodzoną moc. To dlatego po dziś dzień przynoszą do kościoła chusteczki oraz fragmenty ubrań i pocierają nimi otoczoną kultem figurkę. Mówią, że potem należy przyłożyć chusteczkę w chore miejsce i czekać na cudowne uzdrowienie. Wielu przekonuje, że pomaga. Sam proboszcz przyznaje, że zna osoby, które przyjechały do jego kościoła poważnie chore, a po jakimś czasie zdrowe wracały dziękować za cudowne uzdrowienie. - Trzeba jednak bardzo mocno wierzyć. Bo to nie figura uzdrawia, to wiara czyni cuda - mówi. Każda wizyta pielgrzymów zaczyna się od nauki pieśni o św. Mikołaju. "Wspomożycielu ubogich, Obrońco dziewic, Opiekunie żeglujących, Wskrzesicielu umarłych, Ucieczko chorych, Walczący ze zbrodniami, Zdrowie niemocnych, Podporo więźniów, Szczodry jałmużniku, Opiekunie sierot, Opiekunie rodzin" - śpiewają wierni w litanii do św. Mikołaja. Potem jest msza, po której każdy może pocałować relikwie. Wreszcie pielgrzymi przechodzą za ołtarzem, by potrzeć przyniesione rzeczy o drewnianą postać biskupa. Plecy figury są już od tego gładko wypolerowane. Cuda zdarzają się później. Jak choćby uzdrowienie chłopca chorego na raka żołądka. Leżał już prawie na katafalku, ale ktoś podarował mu chusteczkę z Pierśćca i mały stanął na nogi. Lekarze byli w szoku. Dzisiaj dorosły już mężczyzna ciągle pryjeżdża do sanktuarium dziękować Mikołajowi za życie. Takich historii jest więcej. - Gdy miałam roczek, mama przywiozła mnie do tego sanktuarium. Byłam ciężko chora, konałam, ale w Pierśćcu cudownie odzyskałam siły. Od tamtego czasu co roku 6 grudnia przyjeżdżam dziękować św. Mikołajowi, że żyję - mówi ze łzami w oczach pani Maria z Rudy Śląskiej. Ksiądz Horzela pokazuje listy dziękczynne, które napisali odratowani pielgrzymi. Ostatni jaki dostał jest niezwykły. To cała historia choroby Krystiana z pełną lekarską dokumentacją oraz list od rodziców. Chłopak miał białaczkę i uczulenie na leki. Miesiącami leżał w Centrum Zdrowia Matki Polski w Łodzi, przechodził kolejne terapie i chemie. Gdy rodzice usłyszeli o sanktuarium w Pierśćcu postanowili spróbować. Przyjechali, potarli chusteczką św. Mikołaja, a potem przyłożyli ją do ciała chorego Krystiana. Nie żeby od razu wstał, ale poczuł się dużo lepiej, objawy stopniowo zaczęły ustępować. - Chłopak już z powrotem chodzi - cieszy się proboszcz ściskając w ręku całą dokumentację choroby Krystiana. Ale ludzie przyjeżdżają do Pierśćca nie tylko dla cudów. - Chcę pokazać dzieciom, że prawdziwy św. Mikołaj to nie krasnal z dużym nosem i w śmiesznej czapce, który chodzi po ulicy i rozdaje cukierki. Prawdziwy św. Mikołaj to dostojny biskup Miry. Nie rozdaje prezentów, ale naprawdę czyni cuda - mówi jeden z pielgrzymów. Inni żartują: - Jedź to Pierśćca, może dobrego męża wymodlisz. Proboszcz też czasem prosi o wstawiennictwo św. Mikołaja u Boga. - Niekiedy pomaga - przekonuje ks. Horzela.