- Wykluczyliśmy jako przyczynę zapłonu metanu pożar, wstrząs, udział materiałów wybuchowych, kleje oraz urabianie organu (chodzi o organ urabiający górniczego kombajnu - red.) o skały - powiedział po wtorkowym posiedzeniu komisji badającej przyczyny katastrofy jej szef, wiceprezes Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach, Wojciech Magiera. We wtorek komisja, która niezależnie od prokuratury wyjaśnia przyczyny katastrofy, spotkała się na drugim posiedzeniu. Eksperci już wcześniej informowali, że do zapalenia metanu nie przyczynił się ani wstrząs górotworu, ani roboty strzałowe, ani niewykryty wcześniej pożar. Teraz ustalono także, że iskry zapalającej metan nie dało ani urabianie skał, ani stosowane pod ziemią specjalne kleje. Dalsze niezweryfikowane jeszcze hipotezy mówią, że iskra mogła pochodzić z innych podziemnych urządzeń lub sprzętów. Do badań, które będą wykonane w należącej do Głównego Instytutu Górnictwa Kopalni Doświadczalnej "Barbara" w Mikołowie, wytypowano urządzenia, kable i inne elementy - w sumie 53 sztuki. Szacuje się, że badania eksperckie potrwają około dwóch miesięcy. Wcześniej, bo na początku listopada, powinny być znane wyniki badań próbek, pobranych w wyrobisku podczas wizji lokalnej. To m.in. próbki pyłu węglowego, na podstawie których będzie można określić przybliżone miejsce i zasięg zapalania oraz wybuchu. Na podstawie stanu i właściwości pyłu eksperci będą mogli ocenić, gdzie w wyrobisku był ogień, jaki był zasięg płomienia, jaka panowała temperatura itp. Może to być kluczowe dla ustalenia miejsca zapłonu. Podczas wtorkowego posiedzenia podsumowano też wizję lokalną, na którą złożył się trwający blisko tydzień cykl oględzin miejsca katastrofy, ponad tysiąc metrów pod ziemią. Uczestniczyły w nich w sumie 54 osoby w siedmiu grupach. Komisja zdecydowała, że pod ziemią zostanie jeszcze szczegółowo zbadany system wentylacyjny, aby sprawdzić, czy jest on (i był przed katastrofą) zgodny z tym, co wynika z dokumentacji kopalni. Magiera potwierdził wcześniej podawane informacje, że długość chodników przyścianowych w rejonie ściany wydobywczej była niezgodna z projektem technicznym. Mógł tam gromadzić się metan, choć to na razie tylko hipoteza. Wiadomo też, że w chodnikach przyścianowych było zbyt wielu górników. Komisja wyjaśnia, dlaczego tak było. Szef komisji zastrzegł, że posiadane przez ekspertów informacje na temat rozmieszczenia poszkodowanych w ścianie i chodnikach przyścianowych są na razie wstępne i wymagają doprecyzowania. Pochodzą one głównie od ratowników, osób udzielających pomocy po wypadku czy przedstawicieli sztabu akcji. 22 górników, którzy nadal leczeni są w siemianowickim Centrum Leczenia Oparzeń, na razie nie można przesłuchać ze względu na stan ich zdrowia. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że zarówno w chodniku nadścianowym, jak i podścianowym była duża - za duża - ilość pracowników, którzy tam byli zatrudnieni - powiedział wiceprezes Magiera, zastrzegając, że ustalenie stanu faktycznego i jego przyczyn wymaga dalszych ustaleń i weryfikacji. W ramach trwającego postępowania w sprawie katastrofy przedstawiciele nadzoru górniczego przesłuchali dotąd 24 osoby. Według Magiery z przesłuchań nie wyłonił się na razie obraz, na podstawie którego można byłoby ocenić, czy w kopalni były sygnały o rosnącym zagrożeniu. - Tutaj nie ma takiego elementu, o którym dzisiaj by można było mówić jako o nieprawidłowościach - ocenił szef komisji. Jej kolejne posiedzenie zaplanowano na początek listopada.