W czwartek członkowie komisji spotkali się na szóstym posiedzeniu, poświęconym głównie analizie stanu używanych pod ziemią urządzeń elektrycznych i ich możliwemu wpływowi na przebieg katastrofy. Już wcześniej ustalono, że zapłon metanu zainicjowało prawdopodobnie któreś z wadliwych urządzeń. Wciąż nie ustalono jednak, jakie to było urządzenie. Ostatecznie wykluczono możliwość samozapłonu metanu w tzw. zrobach, czyli miejscach po wydobyciu węgla. W tej sytuacji komisja skoncentrowała się na analizie pracy urządzeń. - Eksperci przeanalizowali m.in. wyniki specjalistycznych badań, jakim poddano lampy, transformatory oraz system zabezpieczeń elektroenergetycznych w tym rejonie. Z ustaleń wynika, że przed tragedią nie działał on prawidłowo, dochodziło do przeciążeń - powiedziała rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach, Jolanta Talarczyk. Próba rekonstrukcji wydarzeń w dniu katastrofy oraz w okresie ją poprzedzającym ma dla komisji bardzo istotne znaczenie - znając lokalizację poszczególnych urządzeń, a nawet kabli i przewodów, eksperci będą mogli chociaż w przybliżeniu określić miejsce zainicjowania zapłonu. Już wcześniej ustalono, że metan zapalił się w ścianie wydobywczej, a wybuchł w zrobach. Potem fala ognia i gorąca wróciła do wyrobisk. Po tragedii urządzenia elektroenergetyczne z wyrobiska zabezpieczono do badań, przede wszystkim w Kopalni Doświadczalnej "Barbara" w Mikołowie. Okazało się, że część z nich była wadliwa - m.in. nie spełniały wymogów ognioszczelności. Zbadano w sumie kilkadziesiąt urządzeń - od elementów zasilających kombajn po oświetlenie, kable i przełączniki. Podczas czwartkowego posiedzenia członkowie komisji po raz kolejny analizowali także system przewietrzania wyrobiska 1050 metrów pod ziemią, gdzie doszło do katastrofy. Uznano, że był on sprawny, choć niewystarczający w warunkach tego wyrobiska. Dotychczas w ramach prowadzonego postępowania przedstawiciele nadzoru górniczego przesłuchali 141 osób, niektóre z nich wielokrotnie. Po raz kolejny komisja spotka się 17 lutego. Jej raport powinien być gotowy do końca marca. Niezależne śledztwo w tej sprawie prowadzi katowicka prokuratura. Dopiero po zakończeniu pracy komisji organy nadzoru górniczego mogą zdecydować - niezależnie od zarzutów karnych - o sankcjach wobec winnych nieprawidłowości. Najbardziej dotkliwa kara, wynikająca z prawa górniczego, to zakaz sprawowania określonych funkcji w kopalni przez dwa lata. Już wcześniej komisja ustaliła m.in., że w kopalni złamano procedury dotyczące przebywania w strefach szczególnego zagrożenia. Dziewięciu górników poniosło śmierć w miejscach, gdzie w ogóle nie powinno ich być. Obecnie ściana, gdzie doszło do katastrofy, jest odizolowana od pozostałych wyrobisk specjalnymi tamami. Druga ściana, w pobliżu, w grudniu wznowiła wydobycie, jednak w styczniu została ponownie zatrzymana ze względu na duże zagrożenie metanowe. Do zapalenia i wybuchu metanu w kopalni doszło 18 września ubiegłego roku 1050 metrów pod ziemią. W dniu wypadku zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w następnych dniach w szpitalach. Rannych zostało 36 osób. Ostatni poszkodowani opuścili Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich w listopadzie ubiegłego roku.