- Myślę, że to był jedyny wyrok jaki mógł zapaść, nie wyobrażałem sobie innego. Teraz czekamy na reakcję drugiej strony, bo oprócz tego że wachlarze nie zostaną przekazane ich domniemanym właścicielom, to zostaną oni obciążeni kosztami procesu. Ten wyrok jest ważny także dla muzealnictwa, będzie precedensem do innych tego typu spraw - skomentował wyrok Marian Dembiniok, dyrektor Muzeum Śląska Cieszyńskiego, któremu podlega Muzeum im. Zofii Kossak w Górkach. Przełomowe w sprawie były zeznania ostatniego świadka Mirosława Karpowicza, oficera z Centralnego Biura Śledczego, szefa Krajowego Zespołu ds. Zwalczania Przestępczości przeciwko Dziedzictwu Narodowemu. Zeznał on między innymi, że podczas przeszukania domu rodziny, w którym znaleziono skradzione wachlarze, policjanci znaleźli tajemnicze pomieszczenia, w których mogły być przechowywane zagrabione dzieła sztuki. Po wysłuchaniu zeznań świadka sędzia oddalił wniosek Ireny S., która zażądała od muzeum zwrotu wachlarzy lub wypłacenia 50 tys. zł zadośćuczynienia. Sąd uznał, że obrazy nie zostały nabyte w dobrej wierze, a Irena S. nie dopełniła obowiązku sprawdzenia źródła pochodzenia zakupionych dzieł sztuki. Wyrok uprawomocni się 9 września. DG