Trzy lata później w innej rudzkiej kopalni - Wujek-Śląsk - zginęło 20 górników. Pamięć ofiar katastrofy w Halembie, jak co roku, zostanie w środę uczczona poranną mszą w kościele pod wezwaniem Matki Bożej Różańcowej i modlitwą na miejscowym cmentarzu. Uczestnicy uroczystości złożą kwiaty pod tablicami z nazwiskami ok. 200 osób, które - według oficjalnych statystyk - zginęły w Halembie od początku jej istnienia. Wiązanki zostaną też złożone pod zegarem przy kopalni. Do katastrofy w Halembie doszło 21 listopada 2006 r. około godziny 16.30, gdy ośmiu górników zatrudnionych w kopalni i piętnastu pracowników wykonującej na jej zlecenie roboty firmy Mard demontowało sprzęt z likwidowanej ściany wydobywczej. Jak ustaliła po tragedii gliwicka prokuratura okręgowa, z powodu zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym, po zapaleniu i wybuchu metanu w wyrobisku 1030 metrów pod ziemią wybuchł pył węglowy, czyniąc największe spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii. Obejmujący 27 osób akt oskarżenia był gotowy w czerwcu 2008 r. W głównym procesie, który ruszył cztery lata temu, odpowiada 17 oskarżonych. Dziewięciu innych mężczyzn, na których ciążyły zarzuty mniejszego kalibru, przyznało się do winy i dobrowolnie poddało karze. 5 lutego 2009 r. usłyszeli wyroki - od czterech miesięcy do dwóch lat więzienia w zawieszeniu i grzywny od 300 do 1500 zł. Jeden z oskarżonych został wyłączony z głównego procesu ze względu na stan zdrowia. We wciąż toczącym się procesie najpoważniejsze zarzuty ciążą na byłym głównym inżynierze wentylacji kopalni i kierowniku jej działu wentylacji Marku Z. Odpowiada on m.in. za sprowadzenie katastrofy, w której zginęli górnicy. Były dyrektor Halemby Kazimierz D. został oskarżony o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia górników, co skutkowało śmiercią 23 osób. Jemu i Markowi Z. grozi do 12 lat więzienia. Według śledczych, w listopadzie 2006 r. obaj przyzwalali na łamanie w kopalni przepisów i zasad sztuki górniczej. Zarzuty postawione pozostałym oskarżonym dotyczą m.in. sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, narażenia górników na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz niedopełnienia przepisów bezpieczeństwa i fałszowania dokumentów. Główni podejrzani nie przyznają się do winy. Nie wiadomo kiedy sprawa się zakończy. W procesie wciąż przesłuchiwani są świadkowie. W opinii ekspertów, skutki wypadku nie byłyby tak tragiczne, gdyby nie zainicjowany przez wybuch metanu późniejszy wybuch pyłu węglowego. To właśnie wybuch pyłu, powodujący poruszającą się z prędkością 800 metrów na sekundę falę uderzeniową, spowodował śmierć większości górników. Pył wybuchł, bo zupełnie zaniechano neutralizowania go pyłem kamiennym. Eksperci wyliczyli, że w wyrobisku było tyle pyłu, że starczyłoby jeszcze na trzy wybuchy o podobnej sile.