W środę przed gliwickim sądem zakończyło się trwające od stycznia postępowanie, mające m.in. ustalić, czy stowarzyszenie naruszyło prawo propagując nazizm. W mowach końcowych prokurator oraz reprezentantka starosty wodzisławskiego podtrzymali wniosek o rozwiązanie DiN. Sprzeciwiają się temu kurator stowarzyszenia oraz jego przewodniczący, organizator "obchodów" Mateusz S., argumentując, iż nie zaszły żadne przesłanki przemawiające za rozwiązaniem tej organizacji. S. prosił w środę, aby wyrok w tej sprawie był sprawiedliwy i "nie był podyktowany polityczno-medialnym charakterem tej sprawy". Mowa końcowa prokuratora W trwającej blisko godzinę mowie końcowej prok. Jacek Pańczyk podkreślił ważną rolę orzeczenia w tej sprawie z racji jego precedensowości oraz wagi, jaką będzie ono miało "z punktu widzenia swobody działalności stowarzyszeń oraz granic tej swobody". Podkreślił, że szczególnie w polskich warunkach, wobec tragicznych doświadczeń historycznych, odwoływanie się do nazizmu jest nie do przyjęcia. "Krzywda, jaką wyrządzili Polsce niemieccy naziści, powoduje, że w Polsce nie może być miejsca na jakikolwiek element tego systemu (nazistowskiego - PAP); nie może być miejsca na pochwalanie, na propagowanie, na odwoływanie się, po prostu nie może być. Takie są nasze zasady, tak się umówiliśmy w Konstytucji, że na nazizm nie ma miejsca, nie ma miejsca na odwoływanie się do myśli Hitlera" - mówił prokurator. "Trudno sobie wyobrazić większe zło, większą dozę nieszczęścia dla świata niż nazizm (...); o tym mówimy w tej sprawie" - podkreślał prokurator, oceniając, iż stowarzyszenie należy w tym przypadku postrzegać przez pryzmat zachowania jego członków, a ci - jak mówił - rażąco naruszyli prawo, zdecydowanie przekraczając granice zagwarantowanej przez Konstytucję swobody zrzeszania się. "To społeczeństwo, ten kraj, za dużo przeżył, żebyśmy mogli w naszym systemie prawnym akceptować coś takiego, akceptować odwoływanie się do tego, akceptować podnoszenie w taki sposób ręki, bo to ma jednoznacznie znaczenie" - powiedział prokurator nawiązując do wykonywanych przez członków stowarzyszenia gestów faszystowskiego pozdrowienia. "Znamy historię, wiemy co się stało, w szczególności w naszym kraju, w cieniu tego ruchu ręki" - mówił Pańczyk. Ocenił, że choć samemu powołaniu stowarzyszenia zapewne towarzyszyły (mimo prawdopodobnych naruszeń natury formalnej) dobre intencje, a statut DiN jest bez zarzutu, jego członkowie nadużyli swobody działania i przekroczyli granice prawa do stowarzyszania się. "Przekroczenie granic" Zdaniem prok. Pańczyka, na to "przekroczenie granic" należy patrzeć także przez pryzmat wojennych doświadczeń Polski. "W polskich warunkach, z perspektywy naszej historii, tego, co nas spotkało, trudno ocenić nazizm inaczej niż arcyzło" - ocenił prokurator, wskazując na niedopuszczalność odwoływania się do nazizmu i doszukiwania się w Hitlerze pozytywnych cech, co - jak mówił - robili członkowie stowarzyszenia, naruszając prawo. "Prawo naruszają konkretni ludzie, którzy to stowarzyszenie tworzą, zaś ta ocena przenosi się na podmiot, który statutowo reprezentują" - ocenił prok. Pańczyk, odnosząc się do podnoszonych przez S. i kurator stowarzyszenia argumentów o "prywatności" imprezy w lesie. Jak mówił, nie ma wątpliwości co do tego, jak uczestnicy "obchodów" się zachowywali, jak byli ubrani i jakimi przedmiotami się otoczyli oraz "jaki ostatecznie jest wydźwięk tego, co się wydarzyło". "Taki sposób prezentacji treści jest wprost odwoływaniem się do nazizmu" - ocenił prokurator. Wskazał też, że związane z III Rzeszą przedmioty należące do S. były przechowywane w siedzibie stowarzyszenia, którą jest mieszkanie Mateusza S. W ocenie prokuratora, członkowie stowarzyszenia swoim zachowaniem rażąco naruszyli prawo, zakazujące odwoływania się do totalitarnych metod i praktyk nazizmu. Podkreślał, że nieakceptowalne jest "odwoływanie się do najwyższego zła, jakie można sobie wyobrazić". W ocenie prokuratury, niemożliwe jest przywrócenie zgodnego z prawem działania DiN. Pełnomocniczka starosty: Stowarzyszenie działa z naruszeniem prawa Reprezentująca starostę wodzisławskiego radca prawny Aleksandra Miera-Spyra argumentowała, że zagwarantowana przez Konstytucję i prawo międzynarodowe wolność zrzeszania nie jest wolnością bezgraniczną, a jej granicą jest m.in. prawny zakaz działalności organizacji, które odwołują się do totalitarnych metod i praktyk działania czy szerzenia nienawiści rasowej i narodowościowej. Pełnomocniczka oceniła, że do naruszenia prawa doszło zarówno w działalności stowarzyszenia, jak i przy jego założeniu - w toku postępowania siedmioro członków założycieli nie potwierdziło autentyczności swoich podpisów w dokumentach rejestracyjnych. Miera-Spyra wskazała, że faktyczna działalność członków stowarzyszenia jest w istocie działalnością samego stowarzyszenia, a podczas "obchodów" urodzin Hitlera członkowie władz DiN propagowali poglądy sprzeczne z prawem. Podkreślanie, że robili to prywatnie, nie zwalnia - zdaniem mecenas - stowarzyszenia od odpowiedzialności w tej sprawie. Oceniła, że członkowie stowarzyszenia - także jego władz - propagowali poglądy sprzeczne z prawem, a samo stowarzyszenie formalnie nie odcięło się od takich zachowań. "W toku postępowania, w wyniku przeprowadzonych dowodów, jednoznacznie ustalono, iż stowarzyszenie DiN działa z rażącym naruszeniem prawa, w sposób który uzasadnia wniosek starosty wodzisławskiego o rozwiązanie stowarzyszenia" - powiedziała Aleksandra Miera-Spyra, oceniając, iż dalsze utrzymywanie DiN w obrocie prawnym będzie "obrazą dla obowiązującego porządku prawnego i systemu wartości, który jest wspólny i ogólnie przyjęty w państwie prawa, w jakim się znajdujemy". Linia obrony Kurator stowarzyszenia Joanna Wojas-Pawlak wskazała w mowie końcowej, że aby mogło dojść do rozwiązania stowarzyszenia, muszą być spełnione łącznie dwa warunki: rażące naruszenie prawa oraz niemożność przywrócenia działalności zgodnie z prawem. W ocenie mecenas, stowarzyszenie, które nie było organizatorem "obchodów", nie złamało prawa i nie propagowało nazizmu, zaś nawet gdyby przyjąć inaczej - dalsza zgodna z prawem działalność jest w pełni możliwa. W ocenie kurator, konieczne jest rozbieżne traktowanie działalności stowarzyszenia oraz prywatnej aktywności jego członków. Mec. Wojas-Pawlak argumentowała, iż propagowanie oznacza upowszechnianie poglądów, idei, zasad czy wiedzy, zatem prywatne spotkanie w lesie osób wybranych przez Mateusza S., sfinansowane z jego własnych środków, bez udziału przypadkowych osób, nie może być uznane za propagowanie nazizmu i nie miało publicznego charakteru. "Nie miało to na celu upowszechniania, propagowania nazizmu. Mateusz S. chciał wejść w tą epokę, zobaczyć jak to jest, ale czy to jest propagowanie ideologii nazistowskiej? Czy wzywał do rzezi na Żydach, na Polakach? Nie" - mówiła kurator Dumy i Nowoczesności, oceniając, iż działalność stowarzyszenia, które "miało charakter głównie patriotyczny", była szczytna i w pełni zgodna z prawem. Podkreślał to również w swoim wystąpieniu końcowym sam Mateusz S. "Nie rozumiem, dlaczego zachowania prywatne poszczególnych osób od razu mają rzutować na podmiot" - mówił Mateusz S., argumentując, iż np. choć wszyscy uczestnicy "obchodów" są katolikami, nikt nie żąda likwidacji Kościoła katolickiego. "Stowarzyszenie udowodniło swój patriotyczny i narodowy charakter, zrobiło wiele dobrego i nigdy nie działało niezgodnie z prawem" - zapewnił organizator "obchodów". Śledztwo w sprawie "obchodów" 128. rocznicy urodzin Hitlera wszczęto w styczniu 2018 r. po emisji w telewizji TVN reportażu pt. "Polscy neonaziści". Dziennikarze pokazali w nim m.in. obchody zorganizowane ponad pół roku wcześniej w lesie koło Wodzisławia Śląskiego. Na polecenie prokuratury ABW zatrzymała wówczas uczestników tego spotkania i przeszukała ich mieszkania. Znalazła tam flagi, odznaki, naszywki i publikacje o symbolice nazistowskiej. Materiał "Superwizjera" TVN pokazywał m.in. rozwieszone na drzewach czerwone flagi ze swastykami i "ołtarzyk" ku czci Adolfa Hitlera z jego czarno-białą podobizną oraz wielką drewnianą swastyką nasączoną podpałką do grilla, która po zmroku została podpalona. Widać było też uczestników spotkania przebranych w mundury Wehrmachtu i SS, wznoszenie toastów "za Adolfa Hitlera i naszą ojczyznę, ukochaną Polskę" i częstowanie tortem w kolorach flagi Trzeciej Rzeszy. Za propagowanie nazizmu przed wodzisławskim sądem odpowiada sześć osób, inny uczestnik tego wydarzenia przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze 13 tys. zł grzywny.