Od południa przesunęli się zaledwie o metr, a to oznacza, że od poszkodowanych wciąż dzieli ich ponad 300 metrów. Jak podkreśla rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, Wojciech Jaros warunki są tak trudne, że ratownicy nie byli w stanie iść dalej. Przez zaciśnięte wyrobisko trzeba się przedzierać bez użycia maszyn, a nie wiadomo, kiedy uda się dotrzeć do wolnej przestrzeni. Jutro wieczorem lub w środę może ruszyć kombajn, który ma wydrążyć chodnik równoległy do wyrobiska, którym próbują do górników dostać się ratownicy. Dodatkowo trwają dokładne wyliczenia miejsca z którego z powierzchni można by wykonać odwiert. Miałby on średnicę 30 centymetrów co pozwoliłoby na spuszczenie w dół kamery oraz wody czy jedzenia.