Wniosek o umorzenie sprawy i skierowanie Grzegorza W. na leczenie rybnicka prokuratura skierowała do sądu już w marcu tego roku, opierając się na opinii biegłych z Rybnika, którzy uznali W. za całkowicie niepoczytalnego. W maju rybnicki wydział gliwickiego sądu uznał jednak, że podejrzanego powinni zbadać kolejni biegli - dwaj psychiatrzy i psycholog z Wrocławia. - Nowy zespół biegłych sporządził opinię niemal identyczną jak wcześniej biegli z Rybnika. Sąd nie miał już żadnych wątpliwości - powiedział szef rybnickiej prokuratury Jacek Sławik, potwierdzając informację o umorzeniu sprawy, podaną przez "Dziennik Zachodni". Specjaliści orzekli, że Grzegorz W. jest niepoczytalny. Uznali też, że musi być leczony w zakładzie zamkniętym, w przeciwnym razie mógłby zagrażać sobie i innym. Decyzja o umorzeniu sprawy jest nieprawomocna, ale Sławik nie spodziewa się, by ktokolwiek mógł ją zaskarżyć. Na pewno nie zrobi tego prokuratura, a poza nią zażalenie może teoretycznie złożyć pełnomocnik pokrzywdzonych i sam sprawca zbrodni. Wkrótce powinna się zebrać komisja, która zdecyduje o miejscu i sposobie leczenia Grzegorza W. Eugeniusz Wróbel zaginął 15 października ubiegłego roku. Następnego dnia informację o zniknięciu ojca przekazała dziennikarzom jego córka. Za pośrednictwem mediów apelowała o pomoc. Tego samego dnia wieczorem policja zatrzymała syna poszukiwanego. Zarzucono mu zabójstwo ojca. Śledztwo rybnicka prokuratura zamknęła w marcu tego roku. Jak mówili prokuratorzy, sporządzona na jego potrzeby opinia biegłych ma istotne znaczenie dla zrozumienia sposobu działania Grzegorza W. Według ustaleń postępowania, do zbrodni doszło w domu Wróbla, potem zwłoki zostały poćwiartowane, zapakowane do worków, przewiezione nad Zalew Rybnicki i tam z łodzi wrzucone do wody. Badania potwierdziły, że szczątki znalezione w zalewie to fragmenty ciała byłego wiceministra. Prokuratura ustaliła, że przyczyną śmierci Wróbla były rany szyi i klatki piersiowej, które spowodowały uszkodzenia głównych arterii oraz narządów. Rany zostały zadane prawdopodobnie nożem, o którym mówił sam podejrzany. Narzędzie zbrodni zostało wrzucone do Zalewu Rybnickiego; nie udało się go odnaleźć. Po zabójstwie ciało zostało rozkawałkowane prawdopodobnie piłą mechaniczną, opisywaną przez syna zamordowanego. Także jej nie udało się odnaleźć. Sam podejrzany powiedział śledczym, że zostawił ją przy kontenerze na jednym z katowickich osiedli. Zabezpieczono tam ślady biologiczne Eugeniusza Wróbla. Podczas przesłuchania w prokuraturze Grzegorz W. przyznał się do zbrodni. Później, na posiedzeniu sądu, który decydował o jego aresztowaniu, odwołał swoje wyjaśnienia.