O tej dramatycznej sytuacji powiadomili redakcję "Interwencji" sąsiedzi 27-letniej pani Barbary z Sosnowca. Wszystko zaczęło się w listopadzie ubiegłego roku. - Po śmierci ojca, gdy stała się pełną sierotą, było widać dużą solidarność sąsiadów, mieszkańców. Chcieliśmy jej pomóc, mając świadomość, że jest w wielkim dołku. I ta pomoc była okazana. Dostała trochę świadczeń socjalnych, wszystko szło ku dobremu, widać było, że zaczyna doceniać, że ludzie chcą jej po prostu pomóc - mówi pan Waldemar. - Dopóki ojciec żył, to jeszcze trzymał tu dyscyplinę i ona wyglądała. Później się pojawił tutaj obecny mąż pani Barbary i zaczęły się dziać cuda - uważa pani Jolanta. Pani Barbara i jej mąż Paweł nie zgadzają się na oficjalną wypowiedź przed kamerą. Od kobiety słyszymy, że gdyby nie wsparcie męża, to "psychicznie nie dałaby sobie rady po stracie ojca". - Podejrzewam, że mąż manipuluje, bo ona nagle zmienia zdanie. Jak jest policja, jak coś się dzieje, to mówi co innego. A za chwilę pojawi się mąż i ona jest wielce zakochana, ona kocha męża, mąż jest najlepszy, ona jest szczęśliwa z mężem i tyle. A chodzi głodna, żebrze pod sklepem. Chyba on przejął kartę, przejął wszystkie jej pieniądze i ona nie ma nic do gadania. Podejrzewamy, że boi się go - twierdzą sąsiedzi małżeństwa. "Zamieszkała u mnie tymczasowo" Mąż Paweł twierdzi, że się utrzymuje z zasiłku pielęgnacyjnego, który wynosi 215 zł, ale pomaga zarządzać emeryturą po ojcu pani Barbary, która wynosi 2500 zł. Głównym najemcą lokalu jest pani Barbara. Mieszkanie jest zadłużone na ponad dziesięć tysięcy złotych. Kiedy na klatce schodowej zaczął rozchodzić się intensywny odór wydobywający się z mieszkania małżeństwa, sąsiedzi usilnie prosili o pomoc spółdzielnię mieszkaniową. Pani Barbara przyznaje, że w mieszkaniu przeprowadzono dezynfekcję i dezynsekcję, a robactwo pojawiło się, gdy mąż przywiózł... telewizor od byłej dziewczyny. Wkrótce i kobieta pojawiła się w mieszkaniu. - Straciła swój lokal i nie miała gdzie się podziać. Zamieszkała u mnie tymczasowo - mówi. W mieszkaniu są trzy pokoje, ale jedno łóżko, w którym - jak przyznają lokatorzy - mieści się cała ich trójka. Reporterka: I nic wam nie przeszkadza, jest wygodnie i wszystko pasuje? Pan Paweł: Tak, pasuje wszystko. Reporterka: A czujecie zapach z własnego mieszkania, czy wam nie przeszkadza? Pan Paweł: Notorycznie przewietrzam mieszkanie. Codziennie. Reporterka: No, jeżeli to jest mieszkanie przewietrzone, to... Nie przeszkadza wam, w jakich warunkach mieszkacie? Pani Barbara: Przeszkadza. Reporterka: Sąsiadom jeszcze bardziej... "Nagle zaczęli latać z nożami, krew się lała" - Były tu służby, to łapały się za głowę. Nie mogły wytrzymać pięciu minut na górze. A my tutaj mieszkamy, w tym smrodzie i jeszcze płacimy za to - komentuje sąsiad małżeństwa pan Sławomir. Od pracownika spółdzielni słyszymy, że chętnie "zorganizowaliby sprzątanie, że to się doliczy do długu lokatorów, ale potrzebna jest zgoda właścicieli". Czarę goryczy przelały wydarzenia w nocy z 6 na 7 października tego roku. To już kolejny raz, kiedy sąsiedzi bali się o własne bezpieczeństwo. - O 22:00 dwóch panów przyszło, robili sobie chyba tam libację u góry. Nagle zaczęli latać z nożami, krew się lała - mówią sąsiedzi. - Ona w nocy była w szpitalu na obdukcji, bo mąż ją pobił. Tak zeznała przy nas. Mówiła, że ją mąż pobił, w efekcie czego miała uszkodzoną rękę i uderzyła się w głowę. Dlatego przyjechała tu karetka i karetką została odwieziona do szpitala - dodaje sąsiadka Patrycja. Gdy pytamy o rękę, pani Barbara odpowiada, że to stłuczenie. Reporterka: Pomógł pan w stłuczeniu? Pan Paweł: Nie. Ja nawet nie pamiętam, co się tego dnia działo. Bo tylko wiem, że jedno piwo wypiłem. Nic więcej. Reporterka: I po jednym piwie taki duży mężczyzna padł? A ta krew tutaj, to co? Skąd się wzięła? Pan Paweł: Musiał uciekać ten sprawca. Reporterka: "Ten sprawca". A nie zna pan go? Pan Paweł: Nie. Nie wiem, kto to był. Nie pamiętam, co się ze mną działo. Co na to policja? - Nasze interwencje dotyczą między innymi zgłoszeń sąsiadów o awanturach w mieszkaniu. O gościach tych państwa, którzy awanturują się i zachowują się w jakiś głośny sposób. Ślady krwi pochodzą z interwencji ostatniej, gdzie zgłoszone było, że w mieszkaniu miało miejsce pobicie. Pobicie tego pana przez dwóch jego znajomych, którzy do niego przyszli - informuje podkomisarz Sonia Kepper z Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu. Reporterka: Znaleźli, podobno, przy pana tej poprzedniej dziewczynie, narkotyki. To już musi pan pamiętać. Pan Paweł: To ja wiem... mnie się wydaje, że ktoś mi wsypał do jakiegoś napoju. - Ta partnerka codzienne chodzi naćpana, nieskładnie mówi, ciągle coś wciąga nosem. I te oczy jej... Nikt nie chce nam pomóc, naprawdę. Boimy się ludzi, którzy tutaj przychodzą, libacje urządzają, dzieci się boją. I najbardziej się brzydzimy tych robaków - mówią sąsiedzi. - Bardzo smutne jest to, że nasz system nie potrafi pomóc osobie niepełnosprawnej umysłowo, żeby była chroniona przed ludźmi, którzy chcą ją zmanipulować i wykorzystać - dodaje sąsiadka Patrycja. Marek Kopczacki, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej zapewnia, że urzędnicy "monitorują sytuację od kilku miesięcy i starają się przekonywać do współpracy". - W Polsce niestety pracownicy socjalni nie mają narzędzi prawnych, żeby kogokolwiek zmusić do tego, żeby dać sobie pomóc. Jeżeli ta osoba nie chce wyrazić zgody na pomoc, nie możemy do tej pomocy niestety jej zmusić - tłumaczy. - Patrząc na historię tych interwencji, rozumiem rozgoryczenie sąsiadów. Być może kolejny raz pokazanie takiej sytuacji da jakiś asumpt do tego, żeby ustawodawca zastanowił się nad tym, czy nie warto rozważyć wprowadzenia rozwiązań prawnych, które pomagałyby dosyć radykalnie pomagać ludziom, którzy są zmuszeni żyć w takim sąsiedztwie - mówi podkomisarz Sonia Kepper z Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu.