Ofiary to prawdopodobnie zajmujący spalone mieszkanie dwaj bracia w wieku 55 i 61 lat oraz ich 39-letni znajomy. Jak powiedział rzecznik śląskiej straży pożarnej Jarosław Wojtasik, pożar wybuchł przed trzecią nad ranem w mieszkaniu na ostatnim piętrze dwupiętrowego budynku przy ul. Śniadeckich. Strażaków powiadomił przechodzień, który zauważył wydobywający się z okien ogień. Mieszkanie spłonęło doszczętnie, wraz z drzwiami, oknami, stropem i całym wyposażeniem. Ogień objął również część dachu. W sumie powierzchnia pożaru to ok. 50 m kw. - Pożar był stosunkowo niewielki, objął mieszkanie i ok. 2 m kw. dachu. Akcja gaśnicza była jednak bardzo trudna, trwała cztery godziny. Ze względu na zadymienie i wysoką temperaturę strażacy pracowali w aparatach ochronnych, trzeba też było użyć drabiny - relacjonował rzecznik. Ogień gasiło sześć jednostek straży pożarnej. Gdy strażacy dotarli na miejsce, płomienie wydostawały się już przez okna i objęły część dachu. Jednego z lokatorów sąsiednich mieszkań trzeba były wyprowadzić z domu po drabinie. Wewnątrz płonącego lokalu strażacy znaleźli zwęglone zwłoki trzech mężczyzn. W trakcie akcji jeden ze strażaków - kadet miejscowej szkoły pożarniczej - doznał niegroźnego poparzenia dłoni i twarzy. Został opatrzony na miejscu przez ekipę pogotowia ratunkowego. Policja i biegły z zakresu pożarnictwa wyjaśniają teraz przyczyny pożaru oraz potwierdzają tożsamość ofiar. Po ugaszeniu ognia i oddymieniu domu lokatorzy wrócili do swoich mieszkań, jedynie dwóch z nich musiało spędzić resztę nocy u swoich rodzin. We wtorek komisja zdecyduje, czy przyznać im lokale zastępcze. Straty po pożarze oszacowano wstępnie na ok. 100 tys. zł.