Jak powiedział rzecznik śląskiej straży pożarnej, Jarosław Wojtasik, gdy strażacy wynieśli dzieci z płonącego mieszkania, obie dziewczynki były nieprzytomne. Reanimacja młodszej nie powiodła się. Starsza odzyskała oddech, ale pozostała nieprzytomna. Jest w szpitalu, w bardzo ciężkim stanie. Ojciec dzieci został przewieziony do siemianowickiego Centrum Leczenia Oparzeń. Jest poparzony. Trafił m.in. do komory hiperbarycznej, która pomaga w leczeniu ciężkich poparzeń. On również jest w poważnym stanie. 47-letnia matka dzieci zginęła. Poparzony został także niepełnosprawny sąsiad tej rodziny - lokator mieszkania obok. Strażacy wynieśli go z zagrożonego mieszkania na wózku inwalidzkim. Życiu tego poszkodowanego nie zagraża niebezpieczeństwo. Na objętym ogniem poddaszu kamienicy znajdowały się dwa mieszkania; jedno spłonęło doszczętnie, drugie częściowo. Pożar objął ok. 250 m kw. Gasiło go blisko 50 strażaków, na miejscu było 10 specjalistycznych samochodów gaśniczych. W niedzielę rano wciąż trwało dogaszenie pożaru i zabezpieczanie pogorzeliska. Strażacy i policjanci nie chcą na razie przesądzać, co mogło być przyczyną pożaru. Jak powiedział rzecznik siemianowickiej policji, kom. Piotr Horzela, wkrótce powołani zostaną biegli z zakresu pożarnictwa, którzy zbadają sprawę. - Wszystko wskazuje na to, że pożar wybuchł w tym mieszkaniu, z którego pochodzą ofiary. Ponieważ jednak mieszkanie doszczętnie spłonęło, na razie trudno nawet o wstępne hipotezy - powiedział rzecznik straży pożarnej, Jarosław Wojtasik. Jak zwykle w takich przypadkach strażacy i policjanci biorą pod uwagę wszystkie ewentualności - od zwarcia, wadliwej instalacji elektrycznej czy zaprószenia ognia po podpalenie. Nie chcą jednak przesądzać, która wersja jest najbardziej prawdopodobna. Pierwsza informacja, jaka dotarła do strażaków, mówiła o tym, że pali się dach kamienicy. Eksperci sprawdzą również, czy pożar mógł powstać na dachu, a potem przenieść się do mieszkania. Z powodu pożaru ośmioro lokatorów innych mieszkań w tej kamienicy musiało je na jakiś czas opuścić. W niedzielę nadzór budowlany zdecyduje, czy i kiedy będą mogli do nich wrócić.