Z drugiego piętra, na którym powstał pożar, oraz z niższej kondygnacji budynku ewakuowano prawie 40 osób - pacjentów, dwie pielęgniarki i dwóch policjantów, którzy nieśli pomoc poszkodowanym. Trafili oni do trzech szpitali; ich życiu nic nie zagraża. Pożar wybuchł na drugim piętrze placówki przy ul. Legionów, która jest częścią Szpitala Specjalistcznego Nr 1 w Bytomiu. Straż otrzymała zgłoszenie przed godziną trzecią nad ranem. Jacek Pytel z zespołu prasowego śląskiej policji powiedział, że ofiary śmiertelne to dwóch mężczyzn i kobieta, osoby starsze. Z informacji przekazanych przez komendanta śląskiej straży pożarnej Janusza Skulicha wynika, że pożar wybuchł w sali, w której przebywało dwóch mężczyzn. Ich ciała były zwęglone. W sali obok zaczadziła się kobieta. W gaszeniu ognia brało udział około 10 jednostek straży, czyli blisko 40 strażaków. Jak wyjaśnił Pytel, to właśnie przejeżdżający obok szpitala patrol policji usłyszał wołanie o pomoc. Policjanci weszli do budynku i wyprowadzili z niego pierwszych poszkodowanych, zaalarmowali straż pożarną i pogotowie. Jak powiedział Skulich, stan poszkodowanych nie wskazuje, by ich życiu groziło niebezpieczeństwo, w większości podtruli się oni tlenkiem węgla, inni są w szoku. W ocenie strażaków, akcja była bardzo trudna, przede wszystkim z uwagi na bardzo duże zadymienie i sam fakt, że pożar wybuchł w szpitalu. - Budynek wypełniał czarny gęsty dym. Strażacy niemal po omacku penetrowali pomieszczenia, sprawdzając, czy nie ma w nich ludzi. Dodatkowo akcję utrudniała bardzo wysoka temperatura - powiedział dowodzący akcją kapitan Krzysztof Giel. Dodał, że niemal wszyscy ewakuowani to starsi ludzie, którzy nie byli w stanie opuścić budynku o własnych siłach. Kpt Giel chwalił policjantów, którzy pomogli w akcji. Komendant Skulich powiedział, że w swojej karierze zawodowej nie przypomina sobie przypadku pożaru w szpitalu, który pochłonąłby ofiary. - Pracuję od ponad 20 lat, ale nie pamiętam, by w szpitalu powstał pożar, w którym w dodatku zginęliby pacjenci - stwierdził. Jak mówią strażacy, przyczyną tragedii mogło być zaprószenie ognia od papierosa, od którego zapalił się koc. To jednak jedynie hipoteza, a dokładne przyczyny zostaną zbadane - zastrzegają. Posłuchaj relacji Marcina Buczka: Po zakończeniu akcji szpital znów zaczął działać. Na innym jego oddziale przebywa kilkunastu pacjentów. Dyrektor placówki zapewnia jednak, że jeżeli poczuliby się źle, w każdej chwili mogą zostać ewakuowani.