W dniu śmierci dziecka w szpitalu nie było żadnego anestezjologa, bo na początku miesiąca wszyscy odeszli z pracy. Ale władze placówki nie łączą śmierci dziewczynki z brakiem anestezjologów. Zdaniem dyrektora szpitala ds. medycznych Krzysztofa Merty stan dziecka był tak ciężki, że nawet gdyby był anestezjolog, mógłby tylko asystować przy reanimacji, ale i tak niewiele by pomógł. Według Merty, każdy lekarz z drugim stopniem specjalizacji umie przeprowadzić reanimację i to bez względu na specjalizację. Policja i prokuratura sprawdzają okoliczności śmierci dziewczynki i zdecydują, czy wszcząć postępowanie.