Chodzi o zatrudniający ponad 910 pracowników Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Tychach. Konta szpitala są puste - od ponad roku zadłużona placówka realizuje program naprawczy. Ostatnio komornicy zajęli konta szpitala na kwotę ok. 5,5 mln zł z powodu roszczeń pielęgniarek, którym sąd nakazał wypłatę zaległych wynagrodzeń. Wartość komorniczych zajęć jest mniej więcej o milion złotych wyższa od kwoty, jaką co miesiąc szpital otrzymuje z Narodowego Funduszu Zdrowia. Dyrekcja szpitala w obawie, że nie będzie z czego wypłacić grudniowych pensji, w piątek zaapelowała do pielęgniarek, by wycofały sprawy od komorników. Do sytuacji placówki odniósł się też w poniedziałek marszałek woj. śląskiego Adam Matusiewicz. Podczas spotkania z dziennikarzami powiedział m.in., że wnioski pielęgniarek do komorników pogarszają sytuację szpitala na tyle, że władze regionu "w zasadzie nie mają wyboru". - Mówimy o likwidacji, ale w sposób kontrolowany - z zachowaniem ciągłości świadczeń zdrowotnych - zastrzegł marszałek. - Wobec skali zadłużenia i rosnących żądań komorniczych, utrzymanie szpitala w jego obecnej formie SP ZOZ jest po prostu niemożliwe - akcentował Matusiewicz. Pytany o szczegóły - czy szpital zostanie postawiony w stan upadłości, wskazał, że trwa okres przejściowy - nie obowiązują już stare uregulowania, a nie ma jeszcze rozporządzeń do nowej ustawy o działalności leczniczej. - Dlatego o likwidacji lub upadłości mówię w sposób trochę symboliczny - wyjaśniał. W poniedziałek po południu przedstawiciele władz regionu uściślili, że w przypadku tyskiego szpitala - zgodnie z nową ustawą - chodzi o plany przekształcenia go w spółkę prawa handlowego. - W myśl ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, można było (placówkę - red.) przekształcić w spółkę handlowego przez likwidację SP ZOZ. W myśl nowej ustawy już nie używamy procedury likwidacji, tylko automatycznie w te wszystkie następstwa SP ZOZ wchodzi spółka prawa handlowego - powiedział odpowiedzialny m.in. za zdrowie wicemarszałek woj. śląskiego Mariusz Kleszczewski. Zaznaczył, że zgodnie z nowymi przepisami w Tychach nastąpi "fizyczna likwidacja SP ZOZ" jako bytu prawnego. "Natomiast powstanie "nowy byt prawny, jakim jest spółka prawa handlowego - ze 100-procentowym udziałem woj. śląskiego". - Szpital zostaje, pracownicy zostają, kontrakt z NFZ zostaje, zostają również wszystkie zobowiązania i należności - wskazał Kleszczewski. W myśl nowej ustawy w styczniu 2012 r. trzeba będzie w każdej placówce podliczyć miniony rok obrachunkowy. Jeśli okaże się, że wynik finansowy tyskiego szpitala jest ujemny - samorząd woj. śląskiego będzie miał do wyboru - pokryć stratę lub przekształcić szpital w spółkę prawa handlowego. - Na pewno wybierzemy drugi model - wskazał wicemarszałek. Wyjaśnił, że duża część długów tyskiego szpitala to zobowiązania publiczno-prawne, na które zgodnie z nową ustawą - w momencie przekształcenia - szpital będzie mógł uzyskać dotację z budżetu państwa. To rozwiąże tylko część problemu. Kleszczewski wskazał, że najniebezpieczniejsze dla szpitala jest jego zadłużenie wobec pracowników. Mówiąc o ostatnim kroku pielęgniarek wicemarszałek przypomniał, że "komornik ma prostą drogę do zajęcia konta szpitala, a na tym koncie są w 90 proc. pensje pracowników". - Prawdę więc mówiąc, pielęgniarki ze swoimi roszczeniami poszły po to, żeby komornik zajął im pensje - ocenił Kleszczewski. Jego zdaniem, pielęgniarki, o co władze szpitala i województwa wielokrotnie prosiły już załogę, powinny były poczekać "do ustabilizowania sytuacji placówki". Wówczas mają dostać swoje pieniądze wraz z sięgającymi 13 proc. rocznie odsetkami. Przewodnicząca związku pielęgniarek w tyskim szpitalu Beata Moroń podczas porannej konferencji w Sosnowcu mówiła m.in., że jeśli będzie jakaś propozycja ugody bądź negocjacji w sprawie odstąpienia od roszczeń komornicznych ze strony marszałka bądź szpitala, przekaże ją do rozpatrzenia pielęgniarkom. - Jak dotąd żadnych propozycji rozmów nie było - powiedziała. W późniejszej rozmowie z PAP - już po porannych wypowiedziach marszałka - Moroń zaznaczyła, że trudno coś zarzucać pielęgniarkom w sytuacji, gdy liczyły na jakiekolwiek rozmowy, a dyrekcja - wbrew wcześniejszym zapewnieniom - obniżyła im pensje. - To jest sposób, żeby ułatwić negocjacje? W taki sposób podchodzi się do kogoś, u kogo ma się 20 tys. zł długu, że bierze się i obniża mu pensje - czekaj sobie jeszcze, nie wiadomo do kiedy? - pytała. Pielęgniarki z Tychów mówiły, że poszły do komornika dopiero wówczas, jak wbrew wcześniejszym zapewnieniom dyrektor szpitala obniżył im pensje. Pensje obniżono też m.in. lekarzom. Według dyrekcji, na obniżkę zdecydowano się jednak już po tym, gdy sprawy były skierowane do komorników. Pielęgniarki odparły z kolei, że chodzi tu o kilka wniosków, które jako pierwsze przekazało komornikom kilka osób niezatrudnionych w szpitalu. - Brak dialogu jest tu podstawą. (...) Jesteśmy otwarte na negocjacje, tylko teraz już nie będzie to takie łatwe. Gdyby to było choć trzy czy dwa tygodnie temu, gdy byłyśmy w urzędzie marszałkowskim, gdyby wtedy chciano z nami rozmawiać, nie byłoby tej sytuacji - zapewniła szefowa związku pielęgniarek w tyskim szpitalu. Kleszczewski zaprzeczył, by dialogu nie było - wskazał, że odbyło się wiele spotkań, także z jego udziałem, i pielęgniarki "wiedziały, jaka jest sytuacja". - To raczej brak odpowiedniego porozumienia i przekazu informacji do większości pielęgniarek ze szpitala. Ale za to też m.in. powinny brać odpowiedzialność organizacje związkowe, żeby poinformować swoich związków - ocenił. Na pytanie, czy pielęgniarki już wcześniej wiedziały o planach przekształcenia placówki, wicemarszałek przyznał, że nie. - To, że teraz rozmawiamy na temat przekształceń jest wynikiem tego, że panie złożyły wnioski do komornika. Natomiast to, że w przyszłym roku będą przekształcane szpitale - nie tylko ten, ale i wiele innych, wynika z ustawy - wyjaśnił Kleszczewski.