Informację o śmierci pacjenta potwierdził dyrektor "oparzeniówki", Mariusz Nowak. Stan górnika już w czwartek pogorszył się. Mężczyzna miał poparzone m.in. drogi oddechowe. Zmarły miał 44 lata, był pracownikiem kopalni Borynia, w górnictwie przepracował ponad 20 lat. Miał żonę, osierocił troje dzieci. W siemianowickim szpitalu przebywa jeszcze pięciu górników. Ich stan jest stabilny, choć także niektórzy z tych pacjentów mają oparzone drogi oddechowe, co zawsze komplikuje leczenie. Czterech poszkodowanych leczonych jest w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju, na oddziale urazowym. Wracają do zdrowia i wkrótce będą mogli opuścić szpital, podobnie jak ośmiu górników, którzy wyszli już kilka dni temu. Do zapalenia i wybuchu w kopalni doszło 4 czerwca późnym wieczorem 900 m pod ziemią. Na miejscu zginęło czterech górników, piąty zmarł w miniony weekend w jastrzębskim szpitalu. 18 innych zostało rannych. Okoliczności wypadku bada specjalna komisja Wyższego Urzędu Górniczego i prokuratura. W kopalni trwa budowa tam przeciwwybuchowych, które odizolują rejon wypadku od pozostałej części kopalni ze względu na zagrożenie pożarowe. W piątek w kopalni zbierze się kopalniany zespół ds. zagrożeń, poszerzony o ekspertów. Mają on zdecydować o dalszych działaniach w wyrobisku. Część specjalistów skłania się do zalania tego rejonu wodą, co jednak mogłoby utrudnić wizję lokalną i wyjaśnienie przyczyn katastrofy.