"Podajmy sobie ręce" to autorski projekt Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tychach. Jest adresowany do rodzin od dłuższego czasu pozostających pod jego opieką. Do udziału w przedsięwzięciu zakwalifikowano 10 rodzin w szczególnie trudnej sytuacji życiowej, jedna z nich kilkanaścioro dzieci. Rodziny zgodziły się na udział w programie. Cele projektu są różnorodne - od pokazania podopiecznym prawidłowego funkcjonowania rodziny, do zaktywizowania na polu zawodowym i społecznym. - Z reguły mamy tam kilka problemów - choroba któregoś z rodziców lub dziecka, bezrobocie, jest też trochę wyuczonej bezradności - powiedziała dyrektor ośrodka Marianna Feith. Rodzinę będzie wspierać asystent. Nie będzie to pracownik MOPS, ale osoba "z zewnątrz", z odpowiednim doświadczeniem pracownika socjalnego oraz przeszkolona do wykonywania funkcji asystenta. Asystent zatrudniony na umowę-zlecenie będzie współpracował z pracownikiem MOPS-u w Tychach, pod opieką którego pozostaje rodzina. Jak podkreśliła Feith, asystenci będą mieli znacznie więcej czasu na pomoc niż pracownicy ośrodka. W przeciwieństwie do pracowników MOPS nie będzie decydował o przyznaniu - lub nie - pomocy finansowej. Każdy asystent będzie miał pod opieką dwie rodziny. Taka osoba nauczy planować wydatki, pomoże podzielić obowiązki w rodzinie, przypomni o wizycie u lekarza, czy w poradni psychologicznej. - To ktoś w rodzaju starszej koleżanki, czy mamy, koniecznie z doświadczeniem życiowym - powiedziała Feith. Program przewiduje dla każdej rodziny 96 godzin pomocy asystenta oraz opiekę psychologa. Jak powiedziała Feith, obecny system prawny nie przewiduje funkcji asystenta rodzinnego, choć są plany ustawowego wprowadzenia takiego stanowiska. Niektóre ośrodki pomocy społecznej prowadzą jednak takie projekty, korzystając z grantów Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Tak stało się również w Tychach - ponad 42 tys. zł pochodzi z tego resortu. Całkowity koszt projektu to blisko 53 tys. zł, różnicę dołożył tyski samorząd. Projekt ruszy we wrześniu, zakończy się w grudniu. - Jeśli sprawdzi się choć w połowie rodzin, jeśli ich sytuacja się poprawi, uznamy, że to sukces, a pieniądze zostały dobrze wydane - powiedziała Feith.