Lekarze, którzy w akcie protestu przeciw poprzedniej dyrekcji złożyli wypowiedzenia, upływające z końcem października, najprawdopodobniej nie wrócą do pracy. Dyrektor rozpoczął już rozmowy z nowymi lekarzami, by nieczynne od kilku tygodni oddziały chirurgiczny, ginekologiczno-położniczy i powiązany z nim noworodkowy mogły znów przyjmować pacjentów. Każdy dzień postoju oddziałów generuje dodatkowe straty zadłużonej na 40 mln zł placówki. Choć główny postulat protestujących medyków - odwołanie poprzedniego dyrektora - został przez władze miasta spełniony, to strony nie osiągnęły porozumienia. Lekarze chcieli wycofać wypowiedzenia, stawiając warunek, że wszyscy mogą wrócić na dotychczasowe stanowiska. Nowy dyrektor zaproponował im zamiast etatów kontrakty na miesiąc, z perspektywą ich przedłużenia. System taki miał - jego zdaniem - motywować do pracy. - Analiza wykazała, że szpital w niektórych obszarach nie potrzebuje tylu lekarzy. Ja muszę mieć możliwość skutecznego zarządzania. Stąd taka propozycja, lekarze jej nie przyjęli. Nie mogę dłużej czekać, rozpocząłem już rozmowy z innymi - powiedział w czwartek dyrektor Nowak. Jak powiedział przewodniczący szpitalnej organizacji Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Marcin Świerk, propozycje dyrektora były dla lekarzy nie do przyjęcia. Dyrektor Nowak podkreślił, że nie ma już mowy o powrocie wszystkich protestujących lekarzy, bo byłoby to nie fair wobec tych, z którymi rozpoczął rozmowy o nowej pracy. Jest jednak skłonny rozmawiać indywidualnie z tymi z protestującej grupy, którzy chcieliby wrócić. - Apeluję, by nie traktować ich jako łamistrajków. Lekarze wiedzieli przecież, co robią, decydując się na tak drastyczną formę protestu, jak wypowiedzenia. Teraz każdy ma prawo do własnej decyzji, może pracować w dobrych warunkach dla dobra tego szpitala - powiedział dyrektor. Zaznaczył on, że szybkie przywrócenie normalnego funkcjonowania wszystkich oddziałów szpitala to rzecz kluczowa dla samej placówki, która traci pieniądze, nie realizując częściowo kontraktu z NFZ. Jest też ważna dla blisko 500-osobowej załogi. - Widać narastającą w pracownikach frustrację - powiedział. Przyznał, że szanse na pełne wykonanie tegorocznego kontraktu na nieczynnych oddziałach są znikome. Konflikt między lekarzami i poprzednią dyrekcją doprowadził do ewakuacji jednego oddziału oraz ograniczenia przyjęć na inne, a w zeszłym tygodniu - do odwołania dyrektora przez prezydenta miasta. Lekarze domagali się jego dymisji, zarzucając mu nieudolność i tworzenie fatalnej atmosfery w pracy; on im - blokowanie planu naprawczego szpitala, który zaakceptowała Rada Miejska Świętochłowic i rada społeczna szpitala. Nowy dyrektor ma realizować ten plan.