Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW), której zarząd zwolnił związkowców, czeka na uzasadnienie tej decyzji. Dopiero po jego otrzymaniu zdecyduje, czy odwoła się od wyroku. Ewentualne przywrócenie zwolnionych do pracy może nastąpić dopiero, gdy wyrok się uprawomocni. - Czekamy na dokumentację z sądu wraz z uzasadnieniem, na sporządzenie którego sąd ma miesiąc. Jeżeli uznamy, że są podstawy do odwołania, na pewno skorzystamy z tej możliwości - powiedziała rzeczniczka JSW, Katarzyna Jabłońska-Bajer. Strajk na tle płacowym trwał w "Budryku" od połowy grudnia ubiegłego roku do końca stycznia 2008. Pracodawca uważał go za nielegalny. Po zakończeniu protestu JSW, do której od stycznia należy kopalnia, zwolniła z pracy 13 osób, zarzucając im łamanie przepisów i regulaminów pracy. Wójtowicz i Dynak zostali zwolnieni dyscyplinarnie, bez okresu wypowiedzenia. Wszyscy zwolnieni zaskarżyli decyzje JSW do sądu. W czerwcu spółka zdecydowała o wycofaniu wypowiedzeń wobec kilku osób, m.in. innego lidera protestu, Krzysztofa Łabądzia ze związku "Sierpień 80". Przywróceni do pracy górnicy zrezygnowali z procesów. Sprawa Wójtowicza i Dynaka jest pierwszą, w której rozstrzygał sąd. - W sądzie toczy się jeszcze sprawa dotycząca przywrócenia do pracy pięciu zwolnionych pracowników. Spodziewamy się, że decyzja zapadnie 20 października - powiedział Wójtowicz. Podkreślił, że w tej grupie jest trzeci lider protestu, Grzegorz Bednarski ze związku "Kadra Budryka". Niezależnie od spraw o przywrócenie do pracy trwa prokuratorskie śledztwo w sprawie strajku. Na początku września mikołowska prokuratura poinformowała o postawieniu zarzutów jego trzem liderom - Wójtowiczowi, Łabądziowi i Bednarskiemu. Dotyczą one m.in. naruszenia przepisów ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Żaden z nich nie przyznał się do winy. Prokuratura zastrzega, że choć stawiane liderom protestu zarzuty dotyczą naruszenia ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, to o legalności lub nielegalności strajku ostatecznie zdecyduje sąd. Jak mówił w piątek Wójtowicz, w ustnym uzasadnieniu decyzji o przywróceniu go do pracy, mikołowski sąd uznał strajk za zgodny z prawem. Wskazał też, że włączając kopalnię "Budryk" do JSW właściciel, czyli Skarb Państwa, powinien zgodnie np. z unijnymi dyrektywami, wyrównać pensje w obu firmach. Właśnie taki był postulat związkowców - chcieli, by górnicy z "Budryka" zarabiali tyle, co górnicy w JSW. Wójtowicz - poza naruszeniem ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych - odpowie dodatkowo za podżeganie pracowników do pozbawienia wolności byłego prezesa kopalni Piotra Bojarskiego. Prokuratura nie wyklucza postawienia kolejnych zarzutów i zwiększenia liczby podejrzanych. Wielowątkowe śledztwo dotyczy m.in. gróźb karalnych wobec górników, którzy nie zgadzali się ze strajkującymi i chcieli podjąć pracę oraz zniszczenia mienia kopalni. Kierownictwo JSW od początku stało na stanowisku, że strajk był nielegalny. Jednak w maju Państwowa Inspekcja Pracy oceniła, że zwolnienie z pracy Łabądzia i Bednarskiego było nieprawidłowe. W związku z tym inspekcja wystąpiła o ukaranie dyrektora kopalni. PIP nie zakwestionowała merytorycznych powodów zwolnień związkowców, lecz naruszenie przez dyrekcję kopalni procedur. Zwolnienia dokonane zostały bowiem bez zgody zakładowych organizacji związkowych. Związkowcy nie zostali zwolnieni za udział w strajku, lecz za łamanie prawa. Postawione im zarzuty dotyczyły m.in. wprowadzenia w błąd kierownictwa kopalni, naruszenia nietykalności cielesnej, szantażu, stosowania gróźb, pomawiania, znieważania, łamania regulaminu pracy oraz uniemożliwienia podziemnych kontroli. W trwającym od 17 grudnia 2007 roku do 31 stycznia tego roku strajku uczestniczyło kilkaset z liczącej ok. 2,4 tys. osób załogi "Budryka". Protestujący chcieli wyrównania swych płac do poziomu JSW, której częścią samodzielna dotąd kopalnia stała się w styczniu. Okupację prowadzono na powierzchni i pod ziemią, ponad dwa tygodnie trwała też podziemna głodówka.