Szefowa Międzyzakładowej Organizacji Związkowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Izabela Pilarz powiedziała, że w każdej z pięciu placówek trwają spory zbiorowe. - Protest ma podłoże płacowe. Domagamy się podwyżek i zaprzestania dyskryminacji płacowej pielęgniarek i położnych - powiedziała. Pilarz skarżyła się, że dotychczas dyrektorzy poszczególnych szpitali nie podjęli rozmów z protestującymi. Według niej kobiety są za to szykanowane. - Dyrektorzy, zamiast podjąć negocjacje sugerują, że będą zwalniać uczestników strajku. Nie wykluczamy powiadomienia o tym prokuratury - dodała. Szefowa Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w bielskim szpitalu wojewódzkim Zofia Lubecka powiedziała, że w tej placówce kobiety domagają się przede wszystkim podwyższenia podstawy wynagrodzenia do 3 tys. zł brutto. Obecnie pielęgniarka z 20-letnim stażem ma podstawę w wysokości 2,3 tys. zł. Lubecka zaznaczyła, że pielęgniarki otrzymały już w 2007 r. deklarację, że dyrekcje szpitali będą sukcesywnie podwyższały podstawę do poziomu 3 tys. zł. Od dwóch lat pensje nie wzrosły jednak ani o złotówkę. Wicedyrektor szpitala w Żywcu Marek Gołda powiedział, że ma wątpliwości, czy strajk jest legalny. -Zastanawiamy się, czy nie została złamana ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Byliśmy w sporze zbiorowym w 2008 roku, ale nie wiemy teraz, szczerze mówiąc, czy to jest kontynuacja tamtej akcji, czy też nowa sytuacja. W piśmie od związku nie jest to wyjaśnione. Nie wymieniono też żadnych żądań. Uzgodniliśmy z pielęgniarkami, że spotkamy się w czwartek przed południem - powiedział.