Najpoważniejsze rokowania dotyczą trzech mężczyzn leczonych na oddziale intensywnej terapii siemianowickiej "oparzeniówki". Z porannych informacji Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego wynika, że w sobotę rano w szpitalach pozostawało 29 górników. W piątek po południu zmarł mężczyzna hospitalizowany na OIOM-ie Centrum Leczenia Oparzeń (CLO) w Siemianowicach Śląskich; tego dnia przewieziono tam jednego z wcześniejszych pacjentów szpitala w Rudzie Śląskiej. Według danych WCZK, 23 najciężej poparzonych przebywało w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, trzech kolejnych pacjentów leczono w Szpitalu Miejskim w Siemianowicach Śląskich, dwóch w Zespole Szpitali Miejskich w Chorzowie i jednego w Szpitalu Miejskim w Rudzie Śląskiej. Stan większości pacjentów siemianowickiej "oparzeniówki" pozostawał w ostatnich dniach - według tamtejszych lekarzy - stabilny, z pewnymi symptomami poprawy. Trzech z nich - na OIOM-ie - nadal nie oddychało samodzielnie; mówiąc o pozostałych specjaliści wskazywali, że ich stan "poprawia się, stabilizuje". W kopalni w piątek po południu zakończono pierwszy etap oględzin miejsca tragedii, prowadzonych - po zakończeniu pod ziemią akcji ratowniczej - od czwartkowego wieczora. W kolejnych turach zjechali tam m.in. pomiarowcy z Kopalni Doświadczalnej "Barbara", dwie grupy pracowników nadzoru górniczego i prokuratury oraz energomaszynowcy. Eksperci na podstawie oględzin i pobranych próbek przeanalizowali m.in. obecność pyłu węglowego w wyrobisku, a także siłę i kierunek podmuchu po zapaleniu i wybuchu metanu. Pobrali też do badań m.in. próbki skał i pyłu oraz elementy wyposażenia górników. Wywieźli lub oznaczyli do wywiezienia na powierzchnię ok. 40 kopalnianych urządzeń. Jak relacjonowali dziennikarzom eksperci Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), z pierwszych oględzin wynikało m.in., że w kopalni doszło nie tylko do zapalenia, ale też wybuchu metanu. Świadczy o tym skala i charakter zniszczeń w wyrobiskach - tamy przeciwwybuchowe zostały uszkodzone przez falę uderzeniową. W dwóch czwartkowych grupach pod ziemią pracowali prokuratorzy z powołanego przez Prokuraturę Okręgową w Katowicach zespołu prowadzącego śledztwo ws. katastrofy. Towarzyszył im biegły w zakresie górnictwa z Politechniki Śląskiej. Śledczy obejrzeli miejsce zdarzenia, zabezpieczyli też materiał do badań. W najbliższych dniach nie planują już zjazdów pod ziemię. Jako ostatni w piątek pod ziemią zjechali członkowie specjalnej komisji powołanej dla zbadania przyczyn tragedii przez prezesa WUG. Według informacji rzecznika urzędu, żadna z ekip specjalistów nie była jednak w stanie określić miejsca, w którym mógł nastąpić zapłon metanu, ani co było czynnikiem zapalającym gaz. Eksperci będą teraz analizować i zestawiać swoje obserwacje, co razem z ekspertyzami pobranych próbek i zabezpieczonego sprzętu powinno pozwolić na wyciągnięcie wniosków. Według zapowiedzi ekspertów, przez weekend w miejscu katastrofy nie będą prowadzone żadne prace związane z prowadzonymi dochodzeniami. Kolejne oględziny odbędą się prawdopodobnie w poniedziałek. Po zapaleniu i wybuchu metanu 18 września w rejonie ściany nr 5 w pokładzie 409 na poziomie 1050 m kopalni "Wujek-Śląsk" w Rudzie Śląskiej zginęło w sumie 18 górników, a 29 nadal jest w szpitalach. Większość z nich jest ciężko poparzona.