Do zdarzenia doszło 16 czerwca w Sosnowcu. Michał i Paweł Filipkowie, którzy wraz z kolegą świętowali zdanie przez jednego z nich egzaminu, nie chcieli się wylegitymować przybyłym na miejsce policjantom - Radosławowi S. i Grzegorzowi P. Michał na polecenie policjantów wsiadł do radiowozu, Paweł protestował. Mówił dzisiaj przed sądem, że nie posłuchał polecenia policjantów, bo nie chciał być odwieziony do izby wytrzeźwień. - Nie chciałem tam jechać, bałem się, że mama się dowie - mówił. Gdy funkcjonariusze obezwładniali Pawła, jego brat wyskoczył z radiowozu i uderzył jednego z policjantów. Policjanci wezwali posiłki, bracia zostali obezwładnieni i odwiezieni do izby wytrzeźwień. Zdaniem dyrektora placówki, Michał nie żył, gdy przywieziono go na miejsce. Według zeznających dzisiaj świadków policjanci byli bardzo brutalni. - Policjanci bili Pawła, a jeden nich klęczał na plecach Michała - zeznała Olga M. Według relacji Olgi M., "czterech policjantów podniosło za ręce i nogi bezwładnego Michała i wrzucili go do radiowozu. Nie podobało mi się, w jaki sposób traktowano tych chłopców". Jej relację potwierdzili inni świadkowie. - Nigdy w życiu nie widziałam, żeby ktoś był tak pobity, jak Paweł - powiedziała koleżanka braci Filipków, Katarzyna Ł. Była ona tamtego wieczoru umówiona z Filipkami i jeszcze jednym wspólnym kolegą. Kiedy dotarła na miejsce, dowiedziała się, że koledzy zostali pobici i odwiezieni do izby wytrzeźwień. "Policjanci nie chcieli udzielać informacji, ale zarówno oni, jak i pracownicy izby wytrzeźwień byli zdenerwowani" - mówiła w sądzie. Jeden funkcjonariuszy odpowiada za nieumyślne spowodowanie śmierci Michała Filipka, trzej pozostali za dotkliwe pobicie jego brata Pawła, który spędził później kilka tygodni w szpitalu. Żaden z policjantów nie przyznaje się do winy.