Tutaj właściciele pozbywają się - często w bestialski sposób, swoich niechcianych już psów, kotów i innych stworzeń. Ludzie mieszkający w pobliżu widzą wieczorami podjeżdżające samochody, czasem w nocy słychać przerażające wycie. Pani Lucyna Szczepańska mieszka tuż przy lasku i od trzech lat z przerażeniem obserwuje, jak ludzie pozbywają się niechcianych zwierząt. Zwierzęta z poucinanymi głowami, w workach, z przywiązanymi do szyi kamieniami wrzucane są do stawu lub drutem kolczastym przywiązywane do drzewa. Pani Lucyna codziennie odwiedza stawy i nie raz dzięki temu udało jej się uratować psa czy kota. Te, których nie udaje jej się odratować, zakopuje. Robi to sama, bo nie znajduje zrozumienia u sąsiadów. Dopiero niedawno o całej sprawie dowiedział się Tomasz Kostecki z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Obiecał stałą pomoc swoją i Straży Miejskiej. Jednak marne są szanse na to, by udało się pomóc wszystkim zwierzętom. Przy okazji oględzin nielegalnego cmentarzyska, inspektorzy TOZ i Straż Miejska skontrolowali jedno z sąsiednich gospodarstw. Okazało się że jego właścicielka w dwóch niewielkich szopach na podwórku hoduje 20 kóz i ponad 20 psów, kilka kotów, kury i perliczki. Z oględzin wynika jednoznacznie, że zwierzęta trzymane są w skrajnie złych warunkach i są niedożywione. Sąsiedzi skarżą się, że towarzystwo tak licznych zwierząt jest bardzo uciążliwe, również ze względu na nieprzyjemny zapach. W najbliższych dniach wydział ekologii urzędu miejskiego w Sosnowcu zdecyduje, czy odebrać kobiecie zwierzęta i oddać je pod właściwą opiekę do schroniska.