- W poniedziałek mój pies przybiegł do domu, kulejąc. Myślałam, że potrąciło go auto, co przy dość dużym natężeniu ruchu jest prawdopodobne - opowiada Iwona, właścicielka psa. Planowała wybrać się z nim do weterynarza, lecz kiedy tylko pupil całej rodziny "doszedł do siebie", zrobił się radośniejszy i zaczął jeść, powstrzymała się od wizyty w lecznicy. Nie podejrzewała jeszcze, że powód, dla którego jej pies kuleje może być zupełnie inny, niespodziewany dla każdego, tak przerażający i bezduszny. W środę, 2 kwietnia, w godzinach przedpołudniowych, sytuacja nie tylko się powtórzyła, ale było znacznie gorzej. Jak powiedziała nam właścicielka, pies wrócił do domu niewiele kojarząc, nie miał nawet siły drapać w drzwi, co zwykł robić, by wpuścić go do domu. Właściciele odnaleźli go w fatalnym stanie pod nimi. Niezwłocznie udali się z nim do lecznicy. Tam poznali prawdę. Okazało się, że pies został postrzelony. Feralny pocisk rozerwał mu jelita i zatrzymał się przy kręgosłupie. Mimo pomocy, kroplówek, nie zdążył być operowany. Nie przeżył. U weterynarza okazało się, że to nie pierwszy taki przypadek. Wcześniej do lecznicy również trafił pies, postrzelony w kręgosłup. Także nie udało się go uratować. Co jeśli komuś znudzi się strzelanie do psów? Czy zacznie do ludzi? Mieszkańcy są pełni obaw. Pod naszymi bramami, na naszych osiedlach bawią się również dzieci. Nie bądźmy obojętni, dziś pies lub kot, jutro może to być człowiek. - Zwierzęta są takie, jakie wychowa człowiek. Wszelka agresja u nich bierze się z biedy, gdy ludzie je głodzą, z wychowania, gdy uczą agresywnych zachowań, z bólu, kiedy właściciele wyładowują na nich własne frustracje, biją czy maltretują. Jeśli pies jest nakarmiony, szczepiony, w kagańcu, czyż nie wolno mu pobiegać po polach? - pyta pani Iwona. - Jego nieszczęście, jeśli trafi na osiedle Daszyńskiego - kończy.