W piątek oboje rodzice usłyszeli w Prokuraturze Okręgowej w Gliwicach zarzuty znęcania się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem, a także spowodowania urazu, którego skutkiem była jego śmierć. Jak poinformowała prok. Karina Spruś z gliwickiej prokuratury, sąd przychylił się do wniosku prokuratury o zastosowanie aresztu wobec obojga rodziców. Zarzuty dla rodziców W piątek prokuratura przesłuchała zatrzymanych jeszcze w środę rodziców Wiktora - 29-letnią matkę i 30-letniego ojca. Wcześniej, rano, na podstawie wyników sekcji zwłok podała, że przyczyną śmierci dziecka był rozległy uraz czaszkowo-mózgowy. Obojgu rodzicom przedstawiono po dwa zarzuty. Matce zarzucono znęcanie się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem, za co grozi kara pozbawienia wolności do lat ośmiu. Drugi zarzut dotyczy udzielania pomocy do zabójstwa - za co, podobnie jak za zabójstwo, grozi kara od ośmiulat do dożywocia. Pierwszy zarzut dla ojca dotyczy znęcania się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem i spowodowania u niego urazu czaszkowo-mózgowego, którego skutkiem była śmierć. Drugi dotyczy sprawy z ubiegłego roku, która była prowadzona w Rudzie Śląskiej, a która została przejęta przez Prokuraturę Okręgową w Gliwicach: ojcu zarzucono spowodowanie obrażeń ciała u starszej siostry Wiktora, Wiktorii, w postaci złamania trzech żeber. Pierwszy z zarzuconych ojcu czynów jest zagrożony karą dożywocia; drugi - karą od trzech miesięcy do lat pięciu pozbawienia wolności. Rodzice nie przyznają się do winy Według relacji prok. Spruś oboje podejrzani nie przyznali się do stawianych im zarzutów: w obszernych wyjaśnieniach przedstawili swoją wersję, wymagającą weryfikacji. W piątek rano przedstawiciele prokuratury sygnalizowali, że zgodnie ze wstępnym wynikiem sekcji zwłok przyczyną śmierci chłopca był doznany rozległy uraz czaszkowo-mózgowy, który był wynikiem działania osoby trzeciej, najprawdopodobniej jednego z rodziców. Jak wskazywał biegły, przy tego typu rozległych krwiakach i złamaniu kości czaszki u tak małego dziecka nie ma mowy, by doszło do przypadkowego powstania takiego urazu, na skutek jego własnego działania. Ponadto podczas sekcji stwierdzono gojące się ślady złamań - w tym zakresie przeprowadzone będą dalsze badania. Przesłuchana dotąd w sprawie położna nie stwierdziła podczas wizyty patronackiej żadnych niepokojących objawów. Dziecko było - jej zdaniem - zadbane i dobrze odżywione. Według lekarzy Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, którzy w środę przez sześć godzin walczyli o życie Wiktora, chłopiec został tam przywieziony przez Lotnicze Pogotowie Ratunkowe z zespołem dziecka maltretowanego - z urazem głowy i licznymi obrażeniami wewnętrznymi i złamaniami, powstałymi na przestrzeni dłuższego czasu. W skrajnie ciężkim stanie trafił na oddział intensywnej terapii, gdzie mimo długiej reanimacji zmarł. Ojciec chłopca został zatrzymany przez policję w GCZD, policja zatrzymała też matkę. Ich starsza, 14-miesięczna córka Wiktoria trafiła w środę najpierw do szpitala na badania, gdzie nie stwierdzono obrażeń, a potem umieszczono ją w pogotowiu opiekuńczym. Prokuratura badała już wcześniej i umorzyła postępowanie w sprawie obrażeń ciała u tej dziewczynki. Ubiegłoroczna opinia biegłego była niejednoznaczna; nie wskazała, w jaki sposób mogło dojść do urazu. Teraz to postępowanie wznowiono i połączono ze sprawą śmierci miesięcznego Wiktora. Pytana w piątek o tę kwestię prok. Spruś mówiła, że nie zna całości materiału w tym postępowaniu i nie wie, czy uzyskano w nim kolejną opinię czy też zreinterpretowano dotychczasową. W tej sprawie sąd uchylił decyzję o umorzeniu wskutek zażalenia wywiedzionego przez kuratora dziecka.