Dotychczasowe efekty śledztwa podsumował w środę w rozmowie rzecznik gliwickiej prokuratury Michał Szułczyński. Postępowanie powinno się zakończyć w połowie roku - zapowiedział. Danuta P. jest najwyżej postawioną osobą w hierarchii firmy, która usłyszała zarzuty. Według prokuratury odpowiada ona za to, że pracownicy Biedronek rozwozili towary mimo braku przeszkolenia w obsłudze wózków. - Danuta P. jest podejrzana o to, że od października 2003 do czerwca 2006 nie dopełniła obowiązków i nie wdrożyła specjalnego programu dotyczącego obsługi wózków jezdniowych, czym naraziła pracowników sieci na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu - powiedział prok. Szułczyński. Kobieta nie przyznała się do winy. Za zarzucane jej przestępstwo grozi kara do 3 lat więzienia. Gliwickie postępowanie dotyczy złośliwego lub uporczywego naruszania praw pracowników sieci oraz narażania ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub uszczerbku na zdrowiu, także przez członków zarządu spółki Jeronimo Martins Dystrybucja. Prowadzone w Gliwicach śledztwo zostało ostatnio po raz kolejny przedłużone. Jak powiedział Szułczyński, ze śledztwa zostało wyłączonych 11 postępowań, zapadło dotychczas osiem wyroków wobec 25 osób, część z nich kończyło się warunkowym umorzeniem postępowania. Np. w listopadzie ub. roku gliwicki sąd warunkowo umorzył postępowanie wobec siedmiu kobiet z kadry kierowniczej gliwickich sklepów sieci Biedronka. Odpowiadały za naruszanie praw pracowniczych w latach 2000-2004. W sierpniu sąd skazał pięć osób kierujących Biedronkami w Tychach i Mikołowie. Wymierzył im kary od ośmiu miesięcy do roku pozbawienia wolności w oraz grzywny w wysokości od 800 do 1,5 tys. zł. Według ustaleń prokuratury, kierownicy zmuszali podległych im pracowników do darmowych nadgodzin, nie pozwalali im na przerwy na posiłek, a czasami nawet na skorzystanie z toalety, pracownicy byli też zmuszani do przenoszenia towarów bez użycia wózków widłowych. Z kolei wobec szefów sklepów z Katowic i Dąbrowy Górniczej sądy na wniosek prokuratury także warunkowo umorzyły postępowania, nakazując im wpłacenie na cel społeczny nawiązek w wysokości od 200 do 1000 zł. Podejrzani kierownicy mówili, że nikt ich nie zmuszał do naruszania praw pracowniczych. Prokuratura wyjaśnia czy tak faktyczne było. Przez pewien czas prokuratura w Gliwicach nadzorowała ogólnokrajowe śledztwo w sprawie Biedronki. W 2007 r. sprawę podzielono i dziś w całym kraju toczy się 39 postępowań, których zarzuty przedstawiono łącznie ponad 300 osobom - kierownikom sklepów i ich zastępcom, a także kierownikom poszczególnych rejonów sieci. Według danych z Prokuratury Krajowej, która monitoruje te postępowania, do sądów trafiło już ponad 30 aktów oskarżenia przeciwko ponad 60 osobom, skierowano również 80 wniosków o warunkowe umorzenie postępowania wobec ponad 100 osób. Wcześniej śledztwo w sprawie sieci Biedronka prowadziła Prokuratura Okręgowa w Poznaniu, sprawa została jednak przekazana do Gliwic na polecenie ówczesnego ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobry. Stało się to po zarzutach Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Wielkie Sieci Handlowe Biedronka, że poznańska prokuratura prowadzi śledztwo "w sposób nieudolny albo pozorny". Śledztwa w sprawie Biedronki dotyczą przede wszystkim "uporczywego naruszania" praw pracowniczych. Chodzi m.in. o pracę za darmo po godzinach, zlecanie pracownikom pracy niezgodnej z przepisami. Osoby zatrudnione w sklepach Biedronka wytoczyły również koncernowi Jeronimo Martins - właścicielowi sieci - wiele procesów z oskarżenia prywatnego, domagając się zapłaty za nadgodziny.