"Budynek był w trakcie gruntownego remontu. Przyczyna zawalenia będzie ustalana" - powiedział strażak. Na miejscu pracuje siedem zastępów strażaków oraz specjalistyczna grupa poszukiwawcza z Jastrzębia-Zdroju, która zbada rumowisko. Kamienica leży na obrzeżach ścisłego centrum miasta. Liczy sobie kilkadziesiąt lat. Świadek: Słychać było trzask pękających ścian Janusz Wróblewski, który widział katastrofę, powiedział dziennikarzom, że wpierw runął parter, a potem wyższe kondygnacje. "Uniosła się chmura dymu. Słychać było trzask pękających ścian. Pracownicy mówili mi potem, że już od rana dało się słyszeć dziwne dźwięki, jakby trzaski" - mówił. Dom, którego część zawaliła się w piątek w południe, był przebudowywany. Nikt w nim nie mieszkał. To niewielka, kilkudziesięcioletnia kamienica. Wcześniej była jednopiętrowa. Budowlańcy w ostatnich miesiącach dobudowali dwa piętra. Stara część domu stoi, choć na ścianach są pęknięcia. Przez otwór wejściowy na parterze widać jednak gruz wewnątrz budynku, jakby runęły stropy. Na miejscu pracuje kilka zastępów strażaków. Dotarła także specjalistyczna grupa poszukiwawcza z Jastrzębia-Zdroju z psem tropiącym, która zbada rumowisko. "W tej chwili nie mamy informacji, żeby ktoś był poszkodowany" - poinformował rzecznik bielskiej straży pożarnej kpt. Jarosław Jędrysik. Zdaniem kierowcy wywrotki, który wywoził gruz z budowy, w chwili zawalenia w budynku nikogo nie było. Przyczynę katastrofy ustalą biegli. Kamienica leży na obrzeżach ścisłego centrum miasta.