Zdarzenie miało miejsce w czwartek; poinformowała o nim w piątek śląska policja. Przed południem w Poraju, przy ulicy Armii Krajowej policjanci z Wydziału Ruchu Drogowego myszkowskiej komendy zauważyli idące poboczem dziecko w wieku około trzech lat. Niepokój mundurowych wzbudził fakt, że chłopczyk był zupełnie sam, bez opieki osoby dorosłej. Był przy nim jedynie pies rasy york. Chłopiec ubrany w koszulkę, slipki i odwrotnie założone buty, szedł zdezorientowany poboczem drogi. Starszy sierżant Łukasz Ambroży podszedł do dziecka i zapytał, jak ma na imię. Wówczas dziecko zaczęło płakać i uciekać w kierunku drogi. Policjant wziął chłopca na ręce i próbował uspokoić. Chłopiec był roztrzęsiony i trudno było nawiązać z nim kontakt. Po chwili malec wskazał palcem kierunek i powiedział jedynie przez łzy "mama". Policjant trzymając dziecko na rękach, poszedł we wskazanym przez nie kierunku. Towarzyszący chłopcu pies cały czas obserwował funkcjonariuszy i idąc przed nimi w odległości około 10 metrów, prowadził do celu. Drugi z policjantów jechał radiowozem i rozpytywał mieszkańców, próbując ustalić tożsamość dziecka. Nikt go znał, dlatego policjanci postanowili pójść drogą, którą wskazywał pies. Po przejściu około kilometra pies wbiegł na jedną z posesji i przed drzwiami oczekiwał na policyjny patrol. Policjanci razem z dzieckiem weszli do mieszkania, którego drzwi były otwarte na oścież. W salonie leżała nieprzytomna kobieta. Mundurowi przystąpili do resuscytacji krążeniowo-oddechowej, przywrócili kobiecie funkcje życiowe, cały czas podtrzymując z nią kontakt. Po przybyciu na miejsce lekarza, okazało się, że kobieta doznała hipoglikemii. Nie wiedziała nawet, że choruje na cukrzycę. Została zabrana do szpitala w celu dalszej hospitalizacji.