Główny Urząd Statystyczny opublikował właśnie prognozę ludności do roku 2030. W 2002 roku było nas ponad 4 mln 700 tys., dwa lata później już o 150 tys. mniej. Do 2010 roku liczba Ślązaków zmaleje o kolejne 100 tysięcy, a w 2030 roku będzie nas już tylko niecałe 4 mln. W samych Katowicach liczba mieszkańców zmniejszyła się z 325 tys. w 2002 roku do 318 tys. w 2005 r. Coraz starsi Winny jest spadek liczby urodzeń, który trwa od kilkunastu lat. Dramatycznie niski współczynnik dzietności oznacza, że 10 kobiet urodziło 12 dzieci. Żeby społeczeństwo normalnie funkcjonowało, powinny urodzić 22 dzieci, czyli współczynnik musiałby wynieść 2,1. Eksperci prognozują jednak, że będzie nadal spadał, z obecnej średniej 1,25 dziecka na kobietę do około 1,1 w 2010 r. Mamy też ujemne saldo migracji, tzn. więcej ludzi się wymeldowuje niż melduje w aglomeracji śląskiej. Społeczeństwo będzie się starzało. To efekt spadku umieralności i wzrostu przeciętnej długości życia, które wzrośnie jeszcze z obecnych 74,5 lat (70,4 mężczyźni, 78,8 kobiety) do 77,8 w 2015 roku (74,6 mężczyźni, 81,2 kobiety) oraz do 80 lat w 2030 r. (77,6 mężczyźni, 83,3 kobiety). Imigranci nas lubią Na Śląsku mamy za to jeden z najwyższych wskaźników migracji zewnętrznej. - W tym roku w naszym kraju osiedli się na stałe 14 tys. przybyszów z zagranicy, z czego ponad 1/3 w czterech województwach, głównie w Warszawie i właśnie na Śląsku - mówi Wiesław Łagodziński, rzecznik GUS. Osiądzie u nas ponad 1700 imigrantów. - To osoby, które przyjeżdżają do pracy: specjaliści, inżynierowie, bankowcy czy nauczyciele języka. Druga grupa to ci, którzy się dorobili za granicą i wracają do domu - mówi Łagodziński. - To teraz jeszcze nie jest ruch masowy, ale atrakcyjność Śląskiego będzie rosła - uważa Łagodziński. - Macie coraz więcej miejsc pracy, poprawiły się płace i warunki ekologiczne. Decydujące znaczenie dla przyszłości regionu będą teraz miały samorządy, inicjatywy kulturowe i cywilizacyjne. Mówiłem to 15 lat temu i powtórzę: Śląsk ma ogromną szansę na wykorzystanie swojej przeszłości jako dorobku światowej kultury przemysłowej - dodaje rzecznik. Katowiczanom potrzebny jest wielkomiejski gwar Z prof. Markiem Szczepańskim, socjologiem z Uniwersytetu Śląskiego, rozmawia Wioleta Niziołek. Jak zatrzymać kryzys demograficzny? - Są kraje, które poradziły sobie z tym problemem. Wszystkie zgodnie projektowały politykę prorodzinną, ale nie chodzi o 1000 zł becikowego, bo to polityczna proteza. Mama musi mieć pewność, że wróci do pracy, a państwo wesprze ją finansowo np. w opłatach za kształcenie dziecka czy w podniesieniu kwalifikacji. W Szwecji wprowadzono urlopy tacierzyńskie, tam z wyboru w domu może zostać tata. Jak zatrzymać emigrację? - Należy pokazać, że region jest atrakcyjny dla młodych, rzutkich, kreatywnych. W socjologii mamy kilka wskaźników, które mówią, jakim miastom wiedzie się lepiej - m.in. wskaźnik atrakcyjności, tzw. cool index, czyli wskaźnik "zajefajności" miasta. Atrakcyjne miejsca przyciągają atrakcyjnych ludzi, a ci napędzają koniunkturę. Wielkie miasta, którym się to powiodło, stawiają na rozwój kultury, ale też rozrywkę, czyli nie tylko Mozart, ale np. ogromne parki rozrywki, zabawy ludyczne. Inwestują w hale wystawiennicze, kongresowe, obiekty sportowe. Kolejnym ważnym czynnikiem budującym miasto jest tzw. bohemian index - czyli odsetek kolorowych ptaków: artystów, marszandów - bo to oni tworzą urok miasta. Jak powinny wyglądać Katowice przyszłości? - Wiele lat temu zapytałem o to 1100 katowiczan. Z uznaniem dla kopalń i hut powiedzieli, że to ma być miasto kulturalne, akademickie: teatrów, kin i knajpek. Katowiczanom potrzebny jest wielkomiejski gwar - pokazy żonglerów, grajkowie uliczni. To znak, że miasto żyje. Ale najważniejsze jest to, co moi studenci mówią, kiedy wyjeżdżają za granicę: muszą mieć dobrze płatną pracę. Wioleta Niziołek wioleta.niziołek@echomiasta.pl